wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział 2.

Oczami Kate.
Każdy dzień ciągnął się jeszcze dłużej. Razem z Dez jak tylko mogłyśmy wypełniałyśmy nasz czas. W poniedziałek jak zawsze poszłyśmy na plażę się opalać, wtorek mecz, środa basen, czwartek siatkówka i nadszedł piątek. Wieczorem Dez zaproponowała mi zakupy, mówi że jutro muszę wyglądać wyjątkowo. Chodziłyśmy 3 godziny po sklepach, ja kupiłam sobie klik. a ona klik. Poszłyśmy później do naszej ulubionej kawiarni i przegadałyśmy resztę wieczoru. Wróciłam do domu, zjadłam kolację, wzięłam prysznic i poszłam spać.
Obudziłam się o 7 nad ranem.. nie miałam jednak ochoty wstawać. Leżałam jeszcze 30 min i wstałam. Dzisiaj jest piękny dzień, ciekawa jestem jaką Dez ma dla mnie niespodziankę.. Zjadłam śniadanie ubrałam się klik. i poszłam się przejść, zawsze lubiłam poranne spacery. Kiedy wróciłam w domu była Dez wraz z Jacobem:
- Sto lat, sto lat..... Wszystkiego najlepszego z okazji 17 urodzin!!
- Wiedziałam, że coś kombinujecie... ale dziękuje kochani jesteście. Dez to była ta Twoja niespodzianka?
- Głuptasie, to nie jest niespodzianka o której Ci mówiłam, to dopiero początek...

Oczami Justina.
-Justin, Justin dlaczego przerywasz swoją karierę !?
- Justin, jak długo masz zamiar ukrywać się i prowadzić normalne życie?! Myślisz, że ci się to uda?!
- Justin, czy to z powodu jakiejś dziewczyny chcesz przerwać karierę !?
- Justin, czy to na prawdę ostatni koncert!?
- Przepraszam, ale Justin nie bd teraz odpowiadał na pytania, prosimy zrobić przejście - powiedział ochroniarz Tom. Od kiedy pamiętam zawsze mogłem na niego liczyć, wiedział kiedy już mam dość. Nie mogłem już tego znieść. Dlaczego cały czas ktoś coś ode mnie chce, o coś mnie pyta, czy to na prawdę takie ważne? Boje się że mimo tego, że chce mieć spokój i odpocząć od reporterów, wywiadów itp oni nie dadzą mi spokoju. Tak bardzo chciałbym wyjść na ulice tak żeby nikt nie prosił mnie o autograf, zdjęcie czy piszczał na mój widok. Leżałem na kanapie, starając się jak najwięcej odpocząć przed koncertem. Na Twitterze napisałem "Ostatni koncert, później wakacje, oby wszystko poszło po mojej myśli.." Wiem, że miliony fanek są zawiedzione tym że zawieszam swoją karierę ale mam wrażenie że muszę, że to będzie coś przełomowego w moim życiu. Jednak to przecież ja chciałem wieść takie życie, życie gwiazdy, nikt mnie nie zmuszał, to była moja decyzja, której mimo wszystko nie żałuję, ale potrzebuję spokoju. Moje rozmyślania przerwał Tom: - Justin, musisz iść do garderoby zacząć się przygotowywać. - Niechętnie wstałem i poszedłem do garderoby. Oczywiście układanie włosów, sprawdzanie mikrofonu, ubieranie, ćwiczenie głosu zajęło mi ok.2 godz. Miałem nareszcie chwile dla siebie... Po paru minutach ktoś zapukał do drzwi, był to Tom, powiedział że zaczynamy. Nigdy nie miałem tremy przed koncertami, teraz też nie, jednak było mi przykro jednak bo to mój ostatni koncert... Kiedy wszedłem na scenę, już wiedziałem jak bardzo będę za tym tęsknił. 100 000 oczu skierowanych prosto na mnie, uwielbiałem to uczucie, że jestem dla kogoś ważny i że wszystkie te dziewczyny które tu widzę mimo że mnie nie znają kochają mnie, doceniałem to, bardzo.

Oczami Kate:
- Jedziemy już od dwóch godzin, gdzie wy mnie do cholery zabieracie? - zaczynałam się już niecierpliwić, jeśli moje urodziny to miała być jakaś głupia wycieczka, której połowa to bd jazda samochodem to ja dziękuje..
- Oj nie denerwuj się już, za 30 min będziemy na miejscu. Tylko błagam nawet jeśli nie będzie podobał Ci się prezent, udawaj że Ci się chociaż trochę podoba, bardzo się starałam. - Aha, czyli jednak prezent może mi się nie podobać.. no to świetnie. Spędzę go chociaż z przyjaciółmi.
- Ale mimo wszystko cieszę się, że ze mną będziecie.
 - Ale ja jadę tylko was odwieźć - powiedział Jacob, a ja nie mogłam uwierzyć że go z nami nie będzie, Dez musiała wymyślić typowo babski wieczór skoro nie zgodził się iść.
- Ale dlaczego?
- Bo nie chciał.. - westchnęła Dez. - Ale jak można opuścić taką okazję..
- Dez, bo zaraz się wygadasz..
- Już jestem cicho. - O czym oni rozmawiali, teraz to już w ogóle nie wiedziałam co to będzie, co ona wymyśliła. Reszta podróży minęła mi dosyć szybko, włączyliśmy muzykę i śpiewaliśmy, jak dzieci co jadą na jakąś super wycieczkę i chcą żeby czas jak najszybciej im minął. Byliśmy w Los Angeles, a dokładniej na dzielnicy gdzie mieszkała starsza siostra Jacoba.
- No nareszcie jesteśmy, i mamy jeszcze trochę czasu, mam nadzieje że nie bd dużej kolejki..- O czym ona do cholery mówi. Na co dzień bywałam osobą spokojną, ale teraz nie mogłam już wytrzymać, chciałam się odezwać, kiedy uprzedziła mnie Dez:
- No chodź idziemy już, na razie Jacob widzimy się później.
- Miłej zabawy ! A i Dez, spokojnie tam proszę, nie zwariuj, pamiętaj że to są urodziny Kate! - Słyszałyśmy już z oddali. Szłyśmy jakimiś krętymi uliczkami. Wiedziałam ze dobrze zna LA, bo w końcu tutaj się urodziła i mieszkała przez jakiś czas z rodzicami. Jednak miała ich dość i w wieku 15 lat przeprowadziła się do Chicago. Teraz mieszka z dziadkami, którzy zaproponowali jej, że może się u nich zatrzymać. Gdyby nie to, to nigdy byśmy się nie poznały. Traktuję ją jak siostrę, zawsze marzyłam że kiedyś będę miała, i w końcu nie będę sama, moje marzenie się spełniło, i to nawet podwójnie bo brata też mam. Dogadywałyśmy się bez słów, wiedziałyśmy o sobie wszystko, ale teraz nie miałam pojęcia co ona kombinuje... W oddali było słuchać jakieś dźwięki. Nie mogłam się już doczekać co to będzie. Nie spodziewałam się co to może być, póki nie zobaczyłam ogromnego budynku a przed nim kolejki pełnej podekscytowanych dziewczyn, teraz już wszystko wiedziałam, szłyśmy na koncert, tylko kogo.
- Dez, błagam Cie, powiedz mi kogo to będzie koncert. - byłam cholernie ciekawa, kogo będę słuchać cały wieczór. Nigdy nie byłam na prawdziwym koncercie więc byłam podekscytowana. Ominęłyśmy kolejkę i podeszłyśmy do ochroniarzy, którzy najwyraźniej wpuszczali ludzi na salę. Dez prowadziła rozmowę z jednym z nich, a ja się rozglądałam. Usłyszałam kawałek rozmowy dziewczyn obok. Nie trudno było je usłyszeć bo było tutaj strasznie głośno. Ile one mogły mieć lat 13 może 14. Jednak nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam..
- DEZ, CZY TY ZABIERASZ MNIE NA KONCERT BIEBERA!?
- TAK, BŁAGAM POWIEDZ ŻE SIĘ CIESZYSZ, ALBO ŻE NIE JESTEŚ NA MNIE ZŁA! - oczywiście że nie byłam zła, ale też się nie cieszyłam, nie byłam jego jakąś przeogromną fanką, oczywiście miał parę fajnych piosenek i był przystojny, ale żeby tak od razu na jego koncert.. Mimo wszystko, w pewnym sensie cieszyłam się że tu jesteśmy, musiała bardzo się postarać, żeby to wszystko zorganizować.
- OCZYWIŚCIE, ŻE NIE JESTEM ZŁA. JESTEŚ KOCHANA, DZIĘKUJE. WIEDZIAŁAŚ ŻE POTRZEBUJĘ CHWILI ODSKOCZNI OD WSZYSTKIEGO, TO MI NA PEWNO POMOŻE. DZIĘKUJE  KOCHAM CIE.
- NIE WIERZĘ W TO CO POWIEDZIAŁAŚ, JA CIEBIE TEŻ KOCHAM GŁUPKU. JESZCZE RAZ WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, A TERAZ CHODŹ WCHODZIMY. - Tutaj było już znacznie ciszej, jakby to pomieszczenie znajdowało się kilometry dalej, nie wiedziałam jednak co będzie czekać mnie przez następne 2 godziny koncertu.
- Dez, dlaczego wpuścili nas tak szybko, te dziewczyny czekają tu już chyba bardzo długo..
- Ten ochroniarz z którym rozmawiałam to mój wujek, bez problemy nas wpuścił. - Dziękowałam losowi, że nie musiałam stać w tej kolejce przez godzinę albo i dłużej..
- O której zaczyna się koncert?
- Za 30 min, dlatego mówiłam że wyrobiłyśmy się na czas, połowa tych dziewczyn które tam widziałaś, nie wejdą tutaj w ogóle.
- Dlaczego?
- Bo nawet nie mają biletów, przyszły z nadzieją, że może go spotkają. - Nie rozumiem takich lasek, które tak za nim szaleją, oddały by za niego swoje życie, a przecież w końcu nawet go nie znają.
- Haha, no to życzę im powodzenia.
- Musimy poczekać tutaj na mojego wujka, on wprowadzi nas pod samą scenę, ale będziemy miały widoki jak zdejmie koszulkę na przykład! - Dez, kochała Justina i jarała się nim jak połowa dziewczyn na tym świecie. Nie przeszkadzało mi to, nawet czasem udzielał mi się jej entuzjazm do niego. Łapałam z nią głupawkę, i potrafiłyśmy siedzieć godzinami, słuchać jego piosenek i śpiewać, która głośniej. Jak się poznałyśmy, Dez wstydziła mi się o tym powiedzieć, bała się że ją wyśmieje że kogo ona słucha itp. Jak widać, powiedziała mi i nie żałuję tego, uwielbiam kiedy spędzamy całe wieczory na jaraniu się chłopakami Ona nauczyła mnie cieszyć się nawet jeśli nie ma powodu. Po 15 min, przyszedł jej wujek. Prowadził nas jakimiś korytarzami, czułam się jak w więzieniu, było tu strasznie zimno. Szliśmy tędy jeszcze parę minut, kiedy po chwili wyszliśmy na ogromną salę. Pisk tych wszystkich dziewczyn był nie do opisania, nie słyszałam nawet własnych myśli. Jak on to wytrzymuje... i to tak na co dzień, wkurzałoby mnie to, jestem osobą która raczej ceni sobie prywatność i woli spokój, dlatego ta popularność w szkole jest strasznie wkurzająca. Jednak przyzwyczaiłam się do niej, i nawet nie zawracam na nią teraz uwagi. Stałyśmy na środku sceny razem z może jaką 100 dziewczyn. Jak Dez to wszystko załatwiła, ona jest boska.
- DEZ, JESTEŚ NIESAMOWITA!
- WIEM O TYM, MAM NADZIEJĘ ŻE CI SIĘ PODOBA!
- ŻARTUJESZ, JEST ŚWIETNIE. NA PEWNO SZYBKO NIE ZAPOMNIMY TEGO WIECZORU!- było tak głośno, że przekrzykiwałyśmy samie siebie a i tak ledwo się słyszałyśmy, coś okropnego.
- NO JASNE, TYLKO BŁAGAM NIE ŚMIEJ SIĘ ZE MNIE, KIEDY SIĘ POPŁACZĘ JAK GO ZOBACZĘ!
- NO JASNE, NIE BĘDĘ SIĘ ŚMIAĆ, GDYBY NIE TY, TO BY MNIE W OGÓLE TUTAJ NIE BYŁO!
- WIEM JESTEM BOSKA!- miała racje, uwielbiałam ją za jej spontaniczność. Rozpoczęło się odliczanie. 5,4,3,2,1 i pojawił się Justin. Piski zwiększyły się do maximum, nie wiedziałam że to będzie w ogóle możliwe, myślałam że już głośniej być nie może, a jednak, myliłam się, teraz było 10 razy gorzej. Bałam się, że moje uszy tego nie przeżyją, farciarz, ma słuchawki i nic nie słyszy, co najmniej na pewno tak jak ja. Spojrzałam na Dez, a ona płakała. Przytuliłam ją najmocniej jak tylko umiałam i wytarłam spływające łzy po jej policzku, uśmiechnęłam się i dałam się ponieść chwili razem z nią. Oszalałyśmy, zaczęłyśmy śpiewać i tańczyć, nikt się nie liczył oprócz nas, cieszyłam się chwilą.
 Po półtorej godzinie tańczenia i śpiewania byłam padnięta. Cała mokra i do tego nie mogłam nic mówić.. Wszystko było idealnie, nie zostawiłam Dez i dalej się z nią bawiłam, do czasu kiedy Justin zdjął koszulkę klik ... Wszystkie dziewczyny po prostu oszalały, nie dziwię im się, też trochę więcej zaczęłam krzyczeć. Pech chciał, że koszulkę którą ściągnął rzucił w moją stronę, prosto na mnie, więc wszystkie rzuciły się na mnie. Czułam jak przepychają się wokół mnie a ja nie mogłam nic zrobić. Chciałam się schować, nachyliłam głowę w dół i co? Dostałam od którejś z łokcia w nos. Od razu zaczęła lecieć mi krew. Jedyną rzeczą którą miałam przy sobie żeby to zatamować była właśnie jego koszulka, przyłożyłam ja sobie do nosa. Oczywiście, nie od razu te dziewczyny zauważyły że coś jest nie tak i dalej się o nią szarpały.. Kiedy chciałam zobaczyć czy jeszcze leci mi krew, wszystkie zorientowały się co się stało. Dez zaczęła z lekka panikować, ale reszta ubolewała tylko z powodu tego, że jego koszulka jest pełna mojej krwi. No zajebiście, po prostu super. Podniosłam głowę i zauważyłam że kątem oka patrzy się na mnie. Musiałam wyglądać wtedy żałośnie, przykładając sobie jego spoconą koszulkę do twarzy, fuj, co on o mnie pomyślał, w duchu miałam nadzieję że może zauważył jak dostałam w nos i dlatego sobie ją przykładam. Uśmiechnął się do mnie lekko i poszedł na drugą stronę sceny.

Oczami Justina:
Było mi już za gorąco. Myślałem że zaraz zemdleję, musiałem zdjąć tą głupią koszulkę, i że akurat musiała polecieć prosto na tą niewinną dziewczynę. Wszystkie się na nią rzuciły, że w końcu dostała od kogoś w nos i leciała jej krew. Wyglądała tak śmiesznie, kiedy moją koszulką tamowała sobie krew. Co najmniej inne dziewczyny dały jej spokój, już nie chciały zakrwawionej koszulki. Uśmiechnąłem się do niej, tak na przeprosiny, co mogłem dać jej więcej? Miała coś takiego w oczach, nie patrzyła na mnie tak jak wszystkie, które niemalże pożerały mnie wzrokiem. To spojrzenie było jakieś inne, delikatne, niewinne. Widziałem jak jakaś dziewczyna stara się jej pomóc, przytula ją a ona kiwa jej głową że wszystko jest ok. Chyba się znały, przytuliły się. A ja musiałem już od nich odejść. Powtarzałem sobie, jeszcze dwie piosenki, daj z siebie wszystko. I dałem, 100%. Ten koncert był wyjątkowy, chciałem żeby taki był i żeby wszyscy o nim długo pamiętali, w końcu nie wiedziałem kiedy znów dla nich zaśpiewam. Nie obyło się jeszcze bez 2 bisów bo na więcej nie miałem już siły. Spojrzałem ostatni raz na dziewczynę, czy wszystko z nią dobrze. Dalej trzymała moją koszulę przy nosie, ale wyglądała na bardziej rozluźnioną niż wtedy. To dobrze, że nie było jej nic poważnego, miałbym wyrzuty sumienia. Ostatni wers piosenki, i koniec.
- DZIĘKUJE WAM ZA TEN WIECZÓR, JESTEŚCIE NIESAMOWICI, KOCHAM WAS! i Zbiegłem ze sceny, jak najszybciej do "mojego pokoju". Wypiłem butelkę wody, wytarłem się ręcznikiem i rzuciłem na kanapę. Leżałem na niej jakieś 15 min. Na szczęście zdjęcia z fankami miałem przed koncertem i mam już wszystko za sobą. Muszę wziąć prysznic, cały jestem mokry. Wyszedłem na korytarz i wpadłem na nią. Na tą dziewczynę ze złamanym nosem.
- Oj przepraszam, nie zauważyłem Cie.. -  dalej przykładała sobie moją koszulę do nosa.
- Nic się nie stało. - miała strasznie zachrypnięty głos, jakby ledwo co mówiła.
- Jak twój nos, to coś poważnego?
- Nie wszystko ok, twoja koszula przydała się na coś. - obydwoje się zaśmialiśmy.
- Gdyby nie ona, nic by się nie stało..
- To  nic takiego na prawdę. - Jej głos stawał się coraz bardziej cichy i łamliwy, ale w oczach nie pojawiały się łzy, tak jak u jej koleżanki.
- Mimo wszystko miło was poznać. - Podałem rękę jednej a potem drugiej dziewczynie.
- Nam też, bardzo, bardzo miło. Świetny koncert jesteś niesamowity! - powiedziała dziewczyna prawie przez płacz, nie lubiłem kiedy płakały na mój widok. Wiem, że to łzy radości, każda tak mówiła kiedy jej pytałem dlaczego płaczę, ale mimo wszystko płakały, i z wielu powodów robiło mi się ich wtedy żal.
- Justin, Justin, musisz iść na chwilę Cie wołają, nie zostało Ci dużo czasu do wylotu więc chodź już - przyszedł Tom, i oznajmił mi to, czego nienawidzę, że ktoś ode mnie czegoś chce i że mam mało czasu. Rzadko miałem czas dla siebie i teraz oczywiście też go nie miałem.
- No to ja muszę iść, mam nadzieję, że z nosem będzie wszystko dobrze.
- Mam tylko jedną prośbę, czy zrobiłbyś sobie z nami zdjęcie, dzisiaj są urodziny Kate a poza tym bardzo bym chciała mieć chociaż jedno razem z Tobą.
- Jasne - Odparłem, i stanąłem obok nich, objąłem je i uśmiechnąłem się do zdjęcia, standardowo... Wiem chociaż, że ma na imię Kate. Jakby nie patrzeć ładne imię i pasuje do niej.
- Dzięki wielkie, na prawdę.
- Nie ma za co, a teraz przepraszam ale muszę iść, pa. - uśmiechnąłem się i odszedłem w dali usłyszałem tylko ciche pa. Kate..... była bardzo ładna, jej koleżanka też, chciałbym je jeszcze kiedyś spotkać.

Oczami Kate:
-NIE WIERZĘ, ŻE Z NIM ROZMAWIAŁYŚMY!
- Błagam cie Dez, przestań krzyczeć... - jak na dzisiaj miałam już dość krzyków, była 12 w nocy, krew leciała mi z nosa, byłam strasznie zmęczona ona nie daje mi spokoju..
- I MAMY Z NIM ZDJĘCIE!
- Znów krzyczysz, i tak wiem, że mamy z nim zdjęcie, na którym za pewne "wspaniale" wyszłam, a Ty będziesz publikować je na wszystkich możliwych stronach..
- NIE PRAWDA! AJ znów krzyczę... nie prawda, może tylko na kilku..
- Pogadamy o tym w domu, a teraz możemy już wracać?
-Jasne, chodź, musimy zobaczyć co z tym twoim nosem.. - Do domu siostry Jacoba szłyśmy jakieś 10 min. Na szczęście jej akurat nie było bo wyjechała na parę dni z chłopakiem, więc byliśmy sami. W domu wzięłam prysznic, zrobiłam okład na nos i położyłam się spać. Dzień był wyjątkowy i nadzwyczaj męczący, ale na pewno na długo zapamiętam te urodziny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz