niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 56

Podczas drogi powrotnej rozmawialiśmy o pogodzie. To jedyne co przyszło nam na myśl, cisza była by nieznośna a z drugiej strony obydwoje musieliśmy ochłonąć. Nawet nie jestem w stanie przypomnieć sobie jakim cudem znaleźliśmy się w domu, byłam tak oszołomiona, że teraz nic nie pamiętam. Gdy wchodziliśmy do domu, opowiadałam mu, że wujek w dalszym ciągu mi pomaga i
jak wyglądała przeprowadzka. Siedział w salonie a ja poszłam nam zrobić herbatę. Oparłam się o blat i wzięłam kilka głębokich oddechów. Musiałam sobie ciągle powtarzać, żeby zachować spokój. Nie mogło do mnie dojść, że zaledwie 5m dalej siedzi Tom.
- Ktoś zostawił Ci karteczkę - powiedział a ja podskoczyłam, nie spodziewając się go. Szybko się odwróciłam i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie zaciekawiony, czekając aż coś powiem.
- To Jacob - wytłumaczyłam mu obserwując jego reakcję. Chyba ciężko było mu uwierzyć, że utrzymuje z nim kontakt. W końcu to był jego najlepszy przyjaciel nie mój.
- Co napisał? - zapytałam patrząc na kartkę, którą trzymał w ręce.
- "Nie ma Marleya, poszłaś na spacer. Nie wierzę, że spałem prawie do 16, szaleństwo. Nie mogłem się do ciebie dodzwonić, pewnie nie miałaś zasięgu. Czuje się jakbym pisał list pożegnalny (wiem, że pewnie wykręcasz oczami) ale w sumie nigdy nie pisałem chyba żadnego listu, więc hej! to mój pierwszy raz z Tobą. No więc piszę, żeby napisać ci, że poszedłem do domu, muszę tam w końcu pomieszkać. Zobaczymy się jutro, napisz jak będziesz w domu. Twój Jacob " - przeczytał a ja nie przestawałam się uśmiechać. On chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać i nawet, gdy go ze mną nie ma, on potrafi naprawić mi humor.
- Czy wy.. - Tom zaczął mówić, kiedy szybko pokręciłam głową.
- Przyjaźnimy się - wyjaśniłam a on odetchnął z ulgą i na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- A jednak wyszło coś dobrego z mojego zniknięcia - odparł a mnie ukuło coś w sercu. Z każdą chwilą nienawidziłam siebie samej coraz bardziej. Najgorsze było to, że nie mogłam zrobić nic, żeby temu zaprzestać.
- Nie mów tak, proszę - szepnęłam bawiąc się swoimi palcami. Nie widziałam bólu na jego twarzy, ale to nie usprawiedliwiało niczego. Nastała chwila ciszy. Obydwoje zdawaliśmy sobie sprawy, że unikniemy poważnej rozmowy. Tak wiele pytań głębiło się w naszych głowach, tyle nie wypowiedzianych słów, zdań, opowieści.. Wzięłam do ręki herbaty i ruszyłam w stronę salonu. Telewizor był włączony i leciała cicho muzyka. Usiadłam na kanapie i podkuliłam nogi, jednocześnie obserwując jak Tom siada na przeciwko mnie i upija łyk napoju.
- Jest tyle rzeczy o które chcę cię zapytać, że nie wiem od czego zacząć - przyznałam. Przeczesał włosy ręką, przez co wiedziałam, że się denerwuje. Musiał być zestresowany tak bardzo jak ja.
- Od początku - powiedział po chwili a ja pokiwałam głową. Wzięłam głęboki oddech, czekając na to co zaraz usłyszę i wiedziałam, że to będzie ciężkie.
- Co się stało, po tym jak twoja mama nawrzeszczała na mnie przez telefon i to jej głos był ostatnim, który słyszałam, a tak bardzo chciałam, żeby chociaż to poszło po mojej myśli - odparłam a on westchnął. Sięgnęłam po herbatę i upiłam, kilka łyków wpatrując się w niego.
- Na prawdę myślałem, że uda mi się uciec. Byłem taki ostrożny, dzwoniłem, kiedy nie było ich w domu. O niczym nie wiedzieli. Pamiętasz mówiłem ci, że udało mi się znaleźć mój telefon i zabierać go. Tamtego dnia, podjąłem ostateczną decyzję, chciałem wrócić do was do ciebie... Nie mogłem na nich patrzeć, nie mogłem zrozumieć, jak mogli mi to zrobić, miałem dość. Gdy rozmawialiśmy, byłem tak podekscytowany, żeby ci o tym powiedzieć, że nie usłyszałem gdy wchodzą do domu. Ona wpadła do pokoju, cała się trzęsąc, była taka wściekła... a mnie to nie obchodziło, jedyne o czym wtedy myślałem to co się teraz stanie. Siedziałem przerażony na łóżku, wyrwała mi telefon zanim zdążyłem zareagować, krzyczała na ciebie a z każdym jej słowem moje serce łamało się. Chyba już wtedy wiedziałem, że to koniec. Chciałem już wstać, kiedy przybiegł tata, zatrzymał mnie nie chcąc mnie puścić. W tym czasie mama rozłączyła się i zdeptała mój telefon. Osunąłem się i siedziałem na ziemi patrząc w jeden punkt. Słyszałem tylko urywki ich rozmowy, że chcą wyjechać jeszcze dalej, że to nieuniknione. Krzyczałem na nich, że nigdzie się nie ruszę ale oni mnie nie słuchali, powiedzieli mi, że jeśli będzie potrzeba zabiorą mnie siłą. Przez kolejne dni trzymali mnie w hotelu w którym się zatrzymaliśmy. Po 3 dniach oznajmiając mi, że wyprowadzamy się do Australii, ojciec znalazł już tam nawet prace, jego firma miała tam jedną ze swoich siedzib. Następnego wieczora siedziałem w samolocie czując, że wszystko we mnie umiera. To nie było moje życie, czułem, że nienawidzę wszystkich wokół, wszystkich winiłem. W Australii zapisali mnie do prywatnej katolickiej szkoły w której nie można było mieć telefonów. Wiedzieli, że będę pamiętać twój numer... Po szkole od razu mnie zabierali i tak przez pierwsze półtora roku. Gdy potem założyli mi telefon ty nie miałaś już tego samego numeru. Na Facebooku miałem zablokowane wszystkie możliwe kontaktu z wszystkimi znajomymi ze Stanów, nie pytaj mnie jak to możliwe. Chyba nawet nie chce wiedzieć. Pisałem nawet listy, ale nigdy nie dostałem odpowiedzi. Próbowałem wszystkiego, ale po dwóch latach się poddałem. Nie miałem już siły... to było za dużo jak na jednego człowieka. Postanowiłem żyć własnym życiem ale codziennie przed snem myślałem o was, o tym co nam się przytrafiło. Czasem wyobrażałem sobie nawet, że może, kiedyś nagram film o takie fabule i dzięki temu się spotkamy. - mówił a ja piłam herbatę, próbując sobie to wszystko wyobrazić - Któregoś dnia poszedłem do sklepu i wtedy to zobaczyłem. Byłaś na okładkach gazet, byłem pewien, że to ty. I wszystko do mnie wróciło w sekundzie. Nie mogłem w to uwierzyć, że cię znalazłem. Gdy wróciłem do domu zacząłem szukać informacji na twój temat z czym nie było problemu. Dowiedziałem się wtedy, że masz tweetera. Byłem na siebie tak cholernie zły, że na to nie wpadłem wcześniej. Napisałem do ciebie, mając ogromną nadzieję, że odpiszesz. Czekałem dzień, dwa, tydzień, miesiąc... myśląc, czemu tego nie zrobiłaś. W Australii miałem tylko jednego kumpla, który wiedział o wszystkim. Pewnego wieczoru, na imprezie nie wytrzymałem i wyrzuciłem z siebie wszystko. Gdy powiedziałem mu o tym, że cię znalazłem a potem, że napisałem on od razu mi powiedział, że nie odpisujesz bo pewnie nawet nie przeglądasz wiadomości przez zawaloną skrzynkę i to zaczynało mieć sens. Później zacząłem wszystko planować, wiedziałem, że muszę cię zobaczyć. Czekałem tylko na koniec roku szkolnego, powiedziałem rodzicom, że wyjeżdżamy na kilka dni z kumplami, na zakończenie roku. Byłem pełnoletni, nie mogli mi niczego zabronić poza tym to miało sens. No i właśnie jestem na moim wyjeździe. Modliłem się, żebyś tutaj była. Czekałem tutaj wczoraj wieczorem mając nadzieję, że się pojawisz. Nie chciałem nachodzić cię w domu. Byłem tak blisko ciebie, że wiedziałem, że mogę poczekać. Jeden dzień lub nawet kilka nie wydawały się wiecznością w porównaniu do 4 lat. No więc dzisiaj rano poszedłem na spacer, ale nie było cię. Wróciłem do hotelu na obiad, potem poszedłem znowu i teraz siedzę z tobą i to jeszcze u ciebie w domu. - powiedział a ja wciąż się w niego wpatrywałam. Powoli wypuściłam powietrze. Wszystkie obrazy pojawiały mi się przed oczami. Z każdą chwilą dochodziłam do innych wniosków. Jego rodzice mieli wpływ na całe nasze życie. Nie pozwolili popełniać nam błędów, zmusili nas, żeby ominąć fazę rozczarowań, rozstań, decyzji.. i zostawili jedynie ból. Rozumiem, kochali go, ale to nie musiało tak wyglądać, mogliśmy żyć w zgodzie, jak jedna szczęśliwa rodzina. Ale chyba nigdy nie było mi to pisane.
- Wszystko teraz do mnie wróciło. Przypominam sobie te noce, gdy leżałam, załamała nie mogąc nawet złapać oddechu, myśląc co robisz, gdzie jesteś, o czym myślisz. Nienawidziłam twoich rodziców, tego, że tak mnie zranili, że tak zranili ciebie. Patrzyłam w sufit, czułam się jakbym nie żyła, zabrali mi jedną rzecz, która sprawiała, że rano chciało mi się wstawać z łóżka. Z Jacobem szukaliśmy cię, czekaliśmy na jakiś znak od ciebie. Zbliżyliśmy się do siebie z dnia na dzień stawaliśmy się sobie bliżsi. Któregoś wieczoru, gdy siedzieliśmy u mnie ktoś zapukał do drzwi. Było późno, poza tym na nikogo nie czekaliśmy więc byliśmy zaskoczeni. Była to Dez, krzyczała na nas, biła mnie, mówiła jak mnie nienawidzi. Myślała, że to przeze mnie zniknąłeś, że cię rzuciłam lub, że się pokłóciliśmy i wyjechałeś. Wtedy zobaczyłam tak ogromny ból w jej oczach i wiedziałam, że czuje to samo co ja. Usiadłam wtedy na ziemi i zaczęłam płakać a ona stała tam i zszokowana patrzyła na mnie, Jacob nic nie mówił, pewnie dlatego, że nie chciał wyglądać tak żałośnie jak ja. Wtedy opowiedziałam jej wszystko, że oni nam cię zabrali. Usiadła obok mnie i płakała razem ze mną. Tego wieczoru zyskałam najlepszą przyjaciółkę. Całe wakacje spędziliśmy razem we trójkę, dzień w dzień spotykaliśmy się próbując wypełnić pustkę po tobie. Nie było by mnie tutaj gdyby nie oni, wiem to - powiedziałam i otarłam łzę - Gdy zaczęła się szkoła, wszystkie swoje myśli skupiliśmy na niej. Kto by pomyślał, że to taki świetny pomysł, żeby uciec od samego siebie. Mijały dni, gdy w końcu były święta. Nie mogłam pojechać do Nowego Jorku i spędzić świąt z rodziną. Nie chciałam wracać do tego jak było z tobą, bo to cholernie bolało. Poprosiłam ich żeby przyjechali do mnie i to były pierwsze święta, które spędziliśmy w więcej niż 3 osoby, bo aż w 6 a potem 7. Połączyliśmy naszą wigilię z Dez i jej dziadkami a gdy Jacob skończył w domu, przybiegł do nas. To był chyba przełomowy moment wiesz? Czułam tak ogromny ból na sercu, pół wieczora chodząc i starając się nie wybuchnąć płaczem. Musiałam być silna, dla siebie i dla nich. Od tamtego dnia, wszystko się zmieniło. Dzięki nim pustka po tobie zaczęła się po części wypełniać, chociaż nigdy nie potrafiłam o tobie całkiem zapomnieć. Zawsze, gdy pojawiał się jakiś chłopak, przypominałam sobie ciebie. Nigdy nie pomyśleliśmy po pół roku, roku czy dwóch żeby spróbować cię odnaleźć wiesz? I cholernie cię za to przepraszam. Ale cała nadzieja zniknęła a my z całych sił małymi kroczkami ruszaliśmy do przodu. Jeśli znów zaczęlibyśmy cię szukać, cofnęlibyśmy się do początku a żadne z nas nie miało na to siły. Ale ty, ty nas znalazłeś. - mówiłam, podniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy. Widziałam w nich miłość, tęsknotę i smutek, wszystko na raz. Nie mogłam wytrzymać, wstałam z kanapy, usiadłam obok niego, podkuliłam nogi i wtuliłam się w niego. Tom objął mnie ramieniem i pocałował w głowę. Łzy zaczęły znów cieknąć mi strumieniami. Nie chcieliśmy wracać do początku a jak się okazuje, było nam to pisane. Znów wszystko wróciło on wrócił. Serce nie przestawało mi szybko bić a oddech uspokajać.
- Czy jest szansa, żebyśmy zostawili to za sobą? - zapytał po chwili ciszy. Otarłam łzy i odsunęłam się od niego. Patrzyłam w jego oczy i wiedziałam, że mówi na poważnie.
- Te cztery lata, czy wszystko? - odpowiedziałam, chcąc to wyjaśnić.
- Nie zostawię za sobą trzech lat chodzenia z najlepszą dziewczyną na świecie - odparł a na moją twarz wkradł się lekki uśmiech.
- Czyli zostawiamy cztery? - powiedziałam z nadzieją w głowię.
- Cztery najgorsze - wyjaśnił a ja pokiwałam głową. Czułam, że spadł mi kamień z serca. To chyba była najlepsza rzecz jaką mogliśmy zrobić. Zapomnieć o przeszłości, o tym co było i tak nie mogliśmy nic zmienić. Jedyne co mogliśmy to cieszyć się chwilą, tym, że siedzimy teraz razem u mnie w salonie i rozmawiamy.
- Ulżyło mi wiesz? - zapytałam a on się uśmiechnął.
- Mi też, zdecydowanie. Chyba właśnie tego potrzebowaliśmy. - odparł i teraz to ja pokiwałam ochoczo głową. Nie byłam już zła czy smutna. Dopiero teraz poczułam się szczęśliwa, że jest tutaj ze mną. Dopiero teraz czułam się wolna. Przez cały ten czas nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zawsze było coś nie tak. Nawet gdy byłam szczęśliwa, to coś w środku mnie powstrzymywało. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Teraz wiem, że to był Tom. To chyba dlatego, że to dzięki niemu zapomniałam o bólu po rodzicach. Nigdy nie wyobrażałam sobie, jak dużo dla mnie zrobił. Resztę wieczoru, nocy i poranka rozmawialiśmy o jakiś głupotach. Dużo wspominaliśmy, opowiadaliśmy co się u nas działo, przeżycia, doświadczenia, zmiany, marzenia, poglądy.. Jakbyśmy się od nowa poznawali, mimo, że znaliśmy się lepiej niż mogłoby się wydawać. Gdy była już piąta rano, obydwoje leżeliśmy na kanapach, na przeciwko siebie. Byliśmy zmęczeni, ale jednocześnie nie chcieliśmy tracić tej atmosfery, między nami która była idealna. Czułam się taka bezpieczna i kochana, czując jak moja pustka w sercu wypełnia się. Nie wiemy nawet, kiedy obydwoje usnęliśmy.
    Powoli otworzyłam oczy słysząc pukanie do drzwi. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek na ścianie. Była już 13:24, spojrzałam się na Toma ale on ciągle spał. Ktoś znów zapukał a ja zaczęłam mruczeć pod nosem, wstałam i poszłam do drzwi, po chwili je otwierając.
- Czemu nie odbierasz ani nie odpisujesz? - zapytał zdenerwowany Jacob a ja stałam tam w szoku. Wiedziałam co zaraz się wydarzy i nie wiedziałam, jak mogłam o tym nie pomyśleć, że może dojść do ich spotkania szybciej niż by mi się wydawało.
- Jacob - wydusiłam z siebie a on stał z założonymi rękami. Był na mnie zły, widziałam to. Po chwili zastanawiając się co znów zrobiłam z telefonem, że nic nie słyszałam.
- Co z ciebie za przyjaciółka - wytknął mi a ja mimowolnie wykręciłam oczami. Kontem oka widziałam zbliżającego się w naszą stronę Toma i serce zaczęło bić mi dwa razy szybciej, bojąc się tego, co zaraz się stanie. Spojrzałam na Jacoba, widziałam jak jego głowa przekręca się w jego stronę i miałam wrażenie, że zaraz zemdleje. Gdy wreszcie ich spojrzenia się spotkały obydwaj zamarli, chyba nawet nie oddychali a jedyne co słychać to bicie mojego serca. Nie wiem ile tam staliśmy, żadne nie wiedziało co zrobić. W końcu Jacob odwrócił swoją głowę i spojrzał na mnie a ja mogłam zauważyć tak wiele emocji wypisanych na jego twarzy.
- Kate, powiedz mi, że śnię - odparł drżącym głosem. Był w takim samym szoku jak ja, jeszcze wczoraj. Można by nawet powiedzieć, że wciąż w nim byłam, chociaż po nocy spędzonej razem miałam pewność, że Tom nie zniknie. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on zaczął iść w jego stronę.
- Chciałbyś śnić. - odpowiedział mu a on natychmiast na niego spojrzał. Atmosferę rozluźniał Marley który cieszył się z obecności Jacoba. Inaczej panowałaby tu grobowa cisza. - Znalazłem was, wczoraj Kate a dzisiaj ciebie - wyjaśnił wciąż do niego podchodząc jakby się bał jego reakcji. Cóż nie dziwię się, bo chyba nikt nie wie jak zareagować na spotkanie z człowiekiem, który zaginął cztery lata temu. Tego nie da się przewidzieć, zwłaszcza, że myśleliśmy, że już nigdy się nie zobaczymy. Po tych słowach Jacob podszedł do niego i zamknął go w koleżeńskim uścisku. Wreszcie do niego doszło, że on na prawdę tu z nami jest, że jego stary najlepszy przyjaciel wrócił. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy, byłam szczęśliwa bo wiedziałam, jak teraz czuje się Jacob. Z naszego życia spadł ogromny kamień, który obydwoje nosiliśmy. Bardziej martwiłam się Dez, w końcu jej sytuacja była zupełnie inna niż nasza. Kochała go, ale tak na prawdę nigdy nie była z nim blisko i jej rany zagoiły się o wiele szybciej niż nasze.
- Stęskniłem się - powiedział Jacob a my się zaśmialiśmy. Przez chwilę czułam się jak dawniej. Jakby nic się nie zmieniło, znów nasza trójka. Ale to zaraz zniknęło, bo uświadomiłam sobie, że tak na prawdę zmieniło się wszystko.
- Ja też - odpowiedział Tom i teraz śmialiśmy się wszyscy. Odsunęli się od siebie a Jacob zaczął mu się dokładniej przyglądać. Zaczęłam iść w stronę salonu po chwili oni zrobili to samo nie przestając ze sobą rozmawiać. Teraz był ich czas, musieli się wygadać. Poszłam do kuchni zostawiając ich samych i zabierając się za robienie obiadu, w między czasie zaniosłam im po szklance soku. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, byli tacy szczęśliwi. Chcieli mi pomóc ale ja chciałam, żeby nadrobili zaległości. Przygotowywałam nam frytki i rybę a zapachy roznosiły się po całym domu. Po 20 minutach przyszli do mnie i usiedli w kuchni. Jacob kazał opowiedzieć sobie o wczoraj, o tym jak ja zareagowałam i jak wyglądał nasz wieczór. Nie miał nam tego za złe, że nie poinformowaliśmy go wczoraj o powrocie Toma. Stwierdził, że dobrze się stało bo po pierwsze my mieliśmy czas dla siebie a po drugie, że nie wie jak by zareagował przez telefon na taką wiadomość. Później rozmowa sama się nam kleiła, śmialiśmy się do łez wspominając i opowiadając sobie różne historie. Gdy obiad był gotowy, przygotowaliśmy stół i wspólnie zjedliśmy obiad, najadając się po uczy. Nadszedł więc czas na odpoczynek, poszliśmy do salonu, włączyliśmy telewizję, rozsiedliśmy się na kanapie i kontynuowaliśmy naszą rozmowę.
- Kate, zapomniałem! - krzyknął w pewnej chwili Jacob a ja zmarszczyłam brwi i zaciekawiona patrzyłam na niego.
- O czym? - zapytałam i zaczęłam się śmiać widząc jego minę, po chwili dołączył do mnie Tom a on wykręcił jedynie oczami.
- Zadzwoń do Justina, próbował się dodzwonić do ciebie od wczoraj... - wyjaśnił a na sam dźwięk jego imienia serce mi stanęło. Jak mogłam o nim zapomnieć! Przez wczorajszy dzień nawet przez chwilę o nim nie myślałam a to przez to, co się działo. Nic nie odpowiedziałam, szybko wstałam i pobiegłam do pokoju. Telefon leżał na półce nocnej ale oczywiście był rozładowany. Cała się trzęsłam wciąż wątpiąc w swoją głupotę. Nie czekając ani chwili podłączyłam go do ładowarki a gdy się włączył wybrałam numer Justina i czekałam aż odbierze.
- Zaczniesz kiedyś obierać ten cholerny telefon? - zapytał zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
- Justin, przepraszam... - zaczęłam mówić, próbując jakoś się wytłumaczyć, chociaż nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie.
- Mam do w dupie. Jedyne co robię to się o ciebie martwię, co robisz o czym myślisz a ty mnie po prostu mnie olewasz - mówił a w moich oczach zebrały się łzy. Był zły, był cholernie zły a ja nie mogłam wybaczyć sobie tego, że doprowadziłam do takiej sytuacji.
- Nie mów tak, nie jest tak - odpowiedziałam a on się sucho zaśmiał, przez co skręciło mnie w żołądku.
- Cholera, myślałem, że jak wyjadę to nie będzie dnia, godziny gdy nie będziemy ze sobą rozmawiać. Ale tobie to najwyraźniej pasuje. Kurwa, Kate... - powiedział a ja myślałam, że zaraz wybuchnę płaczem albo zemdleję. Miał rację, zawiodłam go, zawiodłam po całej linii. Nie wiedziałam jak mogłam dopuścić do takiej sytuacji.
- Przepraszam, nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje. Ja po prostu.. - zaczęłam się tłumaczyć, chciałam jakoś zacząć rozmowę, musiałam mu powiedzieć co się stało wczoraj. Kto przyjechał, on zasługiwał na to żeby wiedzieć. Ale kompletnie nie wiedziałam jak on na to zareaguje. Może to nie był dobry pomysł, jest na początku trasy. Nam zostało jeszcze prawie trzy tygodnie do spotkania a on jedyne co będzie robił to myślał o tym. Gdy dłużej o tym myślałam, wiedziałam, że chyba nie mogę mu tego zrobić.
- Za każdym razem, gdy razem myśleliśmy o tym, że wyjadę, gdy mówiłaś, że nie wiesz jak beze mnie wytrzymasz, że będziesz cholernie tęsknić kłamałaś? - zapytał, przerywając mi. Teraz nie słyszałam gniewu w jego głosie ale smutek a mnie zżerało to od środka, że to przeze mnie.
- Nie, nigdy cię nie okłamałam i nigdy tego nie zrobię. Po prostu chyba to jest taki mój sposób na radzenie sobie z tym, że ciebie nie ma. Chce żeby dni mijały jak najszybciej, chcę być już obok ciebie. Wszystko przez ten cholerny telefon, nie miałam głowy, żeby mieć go przy sobie - wyjaśniłam mu. Tak na prawdę było, tęskniłam za nim tak bardzo, że chyba chciałam wyprzeć od siebie wszystkie myśli na jego temat. Wiem jak głupio to brzmi ale chyba tak było. Nie chciałam o nim myśleć, czy nawet za dużo rozmawiać bo wiedziałam, że wtedy zwariuję. Chociaż z drugiej strony nie chciałam, żeby czas płynął szybko, bo przecież musiałam nacieszyć się Dez i Jacobem.. było tak wiele rzeczy, które mieliśmy w planach, że bałam się, że nie starczy mi na to czasu. To wszystko było tak pokręcone, że zaczynałam mieć tego dość.
- Jedyne o czym marzyłem, to usłyszeć twój głos. A ty nie potrafiłaś mieć przy sobie telefonu.. - znów gorzko się zaśmiał a ja spuściłam głowę, ciągnąć się za włosy - nie mam ochoty z tobą rozmawiać, pa - powiedział i się rozłączył. Siedziałam zdezorientowana na łóżku, nie mogąc uwierzyć co stało się kilka sekund temu. To zabolało, jak cholera, ale wiedziałam, że tak na prawdę to zasłużyłam na to. Nie mogłam usprawiedliwiać tego tym, że "dla mnie lepiej jest jak"... On mnie potrzebował, potrzebował słyszeć mój głos a ja nie potrafiłam dać mu chociażby tego. Był tysiące kilometrów ode mnie, prawdopodobnie niedługo będzie miał koncert i jedyne o czym będzie myślał to to jak, bardzo mnie nienawidzi. Położyłam się na brzuchu i szybko weszłam na stronę Topnews, na której nie było mnie od jakiś dwóch dni a to bardzo długo jak na mnie. Wpisałam datę, żeby pokazały się posty z przed kilku dni. Po kilku zobaczyłam ten nagłówek: "Bieber:"Jestem romantyczny i wrażliwy"". Szybko kliknęłam i zaczęłam czytać: Jak już pisaliśmy, po długich miesiącach niepewności, dramatycznych zwrotach akcji i napadach agresji z udziałem Justina Biebera i jego dziewczyny Kate Everdeen udało nam się chwilę z nim porozmawiać. Przypominamy, że jest właśnie w trakcie trasy koncertowej. W najnowszym wywiadzie 19-letni gwiazdor opowiedział o swojej wizji bycia "romantycznym i męskim" facetem. Jak zapewnia, to na nim spoczywa obowiązek zabierania swojej ukochanej do modnych restauracji."Uważam, że obowiązkiem mężczyzny jest być romantycznym. To mężczyzna powinien zapraszać dziewczynę w różne miejsca, dbać o nią. Nie może być odwrotnie" - twierdzi Justin. "Romantyczne jest wspólne spędzanie czasu. Na przykład na pikniku, na który zabierasz wszystkie rzeczy, które ta osoba lubi. Ja sam jestem wrażliwy i romantyczny. Wychowywała mnie mama, która bardzo o mnie dbała, więc wyrosłem na empatycznego faceta. " Czyżby zapełniał nas tym samym o swojej miłości do jego dziewczyny? ". W głowie miałam miliony myśli, które jedna po drugiej pojawiały się. Byłam wściekła na siebie, na nich, na Justina, na cały świat. Z całych sił wyparłam to wszystko i szukałam czegoś więcej, bojąc się tego co za chwilę mogę zobaczyć. Po 5 minutach moim oczom ukazał się nagłówek: "Spóźnił się TRZY GODZINY, dzieciaki płakały..", serce zaczęło bić mi szybciej, szybko weszłam i zaczęłam czytać: Justin Bieber przyswoił już sobie niemal wszystkie nawyki wielkich i bogatych gwiazd. 19-letni wokalista lubi ostre imprezy, szybkie samochody i narkotyki. Trudno się z nim pracuje, bo gwiazdorzy i myśl, że jest ponad prawem. Podczas występu Biebera w Des Moines w stanie Iowa. Show miał zacząć się o godzinie 19, jednak na scenie Justin pojawił się... o 22.05. Rodzice widzów - najczęściej nastolatków wymagających eskorty dorosłych - byli oczywiście wściekli. "To niedorzeczne! Mam przed sobą jeszcze cztery godziny jazdy samochodem, żeby wrócić do domu!" - mówiła jedna z oburzonych matek w rozmowie z magazynem Metro. "Gdybym mogła, przełożyłabym go przez kolano i sprzedała mu kilka razów! Widziałam, jak wiele dzieciaków płacze." Dodajmy, że hala, w której występował Bieber, była zapełniona do ostatniego miejsca, co oznacza, że czekało na niego 13 tysiecy (!) rozżalonych fanów." Przeczytałam i już chciałam rzucić ze zdenerwowania telefonem, gdy do pokoju wszedł Jacob z Tomem, a na jego widok serce mi od razu zmiękło i bicie serca się uspokoiło.
- Wszystko dobrze Kate? - zapytał Jacob kładąc się obok mnie na łóżku. Obserwowałam ich a potem posłałam im lekki uśmiech.
- No jasne - odpowiedziałam, chociaż czułam, że on wie, że nie jest okej. Ale na pewno nie chciałam rozmawiać o tym teraz. Po pierwsze nie chciałam jeszcze bardziej psuć sobie humoru a wiedziałam, że opowieści a potem rozmowa, sprawiłyby, że myślałam bym o tym dużo za dużo. Po drugie był tutaj Tom a nie mieliśmy jeszcze okazji rozmawiać o Justinie, nie byliśmy chyba jeszcze gotowi. To by tylko potwierdziło to, że nigdy nie będziemy mogli być już razem. Przez następne 15 minut leżeliśmy i myśleliśmy o tym co będziemy robić wieczorem, nie mogliśmy siedzieć w domu. Ustaliliśmy więc, że pójdziemy na miasto. Tom poszedł się kąpać a my z Jacobem leżeliśmy w sypialni.
- Co się stało Kate? - zapytał sekundę po tym jak zostaliśmy sami. Odwrócił się w moją stronę, podparł głowę ręką i uważnie mi się przyglądał.
- Wszystko zepsułam... jestem beznadziejna wiesz? - zapytałam go i widziałam, że zrobił się zły, nie wiedząc do końca dlaczego.
- Nie musisz być zawsze idealna - wyjaśnił a ja podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Zaskoczył mnie tą odpowiedzią.
- Co masz na myśli? - odparłam po chwili, chcąc zrozumieć o co mu dokładnie chodzi. Czasem postrzegał pewne sprawy z zupełnie innej perspektywy. Dlatego, tak dobrze jest mieć kogoś obok siebie, żeby potrafił Ci wyjaśnić rzeczy, których ty nie zauważasz lub nie rozumiesz a to jest bezcenne.
- Czy kiedykolwiek się na tobie zawiódł Kate? - zapytał a ja po chwili namysłu pokiwałam przecząco głową - no właśnie, więc nie masz prawa mówić, że jesteś beznadziejna. Nikt z nas nie jest idealny. Okej, nie odbierałaś, rozumiem, że może być zły i zawiedziony ale to nie oznacza, że może obarczać cię tym wszystkim - wyjaśnił a ja patrzyłam na niego analizując jednocześnie jego słowa. Nawet przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, to, że na prawdę nigdy nie miał okazji się na mnie zawieźć. Zawsze starałam się, żeby wszystko było idealnie. Robić tak, żeby był szczęśliwy, żeby było dobrze, bojąc się co powie jego rodzina, fani, paparazzi, świat.. Ale chyba sama czasem traciłam przez to samą siebie, trzymając się na wodzy, nawet nie zdając sobie z tego sprawy aż do teraz.
- Jacob pójdziecie sami okej? Ja do was dołączę, muszę z nim porozmawiać - powiedziałam po chwili ciszy. Kiedy chciał już odpowiedzieć, do pokoju wszedł wykąpany Tom. Nie miał nawet ciuchów na przebranie, więc Jacob po tym, jak dałam mu znać, że chcę zostać sama zaproponował, że pojadą do hotelu, później do niego i wrócą po mnie. Odpowiadała mi taka opcja, bo nawet Tom nie zaczął nic podejrzewać, a nie chciałam, żeby martwił się czymkolwiek. Gdy po 10 min zostałam sama, poszłam wziąć szybki prysznic, umyłam włosy i ogoliłam wszystkie części ciała. Chciałam się naszykować i mieć z głowy, żeby nie myśleć o tym później. Wysuszyłam a potem wyprostowałam włosy, umalowałam się, ubrałam w klik i byłam gotowa. Usiadłam wygodnie na fotelu w salonie i wybrałam numer Justina, serce biło mi nieco szybciej. Nawet nie wiedziałam za bardzo co chcę mu powiedzieć. Byłam zła na siebie ale z drugiej strony na niego też i nie do końca wiedziałam, jak on na to zareaguje. Czasem mam wrażenie, że jestem okropnie samolubna, że myślę o tym czy mi smutno, jak ja się czuje i tak mam też teraz. Chociaż cały czas mam w głowie słowa Jacoba i wiem, że to nie do końca prawda. Dzwoniłam z 10 razy, ale nie odbierał. Zastanawiałam się czy to dlatego, że nie chce ze mną rozmawiać czy ma koncert. Zaczynałam nienawidzić tego, że nie wiem co się z nim dzieje a przecież nie powinno tak być. Wiem, że to wszystko moja wina i nie daje mi to spokoju. Nie wiedziałam już sama co mam o tym myśleć, wybrałam numer Pattie i czekałam aż odbierze.
- Kate, jak dobrze, że dzwonisz, wszystko w porządku? - zapytała, gdy po kilku sygnałach odebrała połączenie. Słyszałam w jej głosie smutek, przez co mój żołądek wywinął koziołka.
- Cześć Pattie, no właśnie nie do końca.. - odpowiedziałam z żalem w głosie. Nie chciałam żeby wszyscy przeze mnie cierpieli, to nie miało tak wyglądać.
- Rozmawiałam z Justinem, wiem, że nie wszystko szło po waszej myśli. Ale wiem, że teraz oskarżasz za to wyłącznie siebie, dlatego cieszę się, że dzwonisz - wyjaśniła a ja zmarszczyłam brwi. Zaskoczyła mnie tym co powiedziała. Myślałam, że będzie na mnie zła za to, że zraniłam Justina i przez to 13 tysięcy ludzi musiało na niego czekać. Tyle niepotrzebnych łez, wylanych przez moją głupotę. Ale ona tego nie zrobiła, była smutna, ale nawet nie na mnie. Nic z tego nie rozumiałam.
- Wiem, że źle zrobiłam. Wiedziałam, że mamy umowę, żeby ze sobą rozmawiać a ja przez te kilka dni nawet nie trzymałam telefonu dłużej niż 10 minut. Chciałam, żeby ten czas, gdy nie ma go tutaj ze mną zleciał mi jak najszybciej, chciałabym być już z nim.  Ale skupiłam się na samej sobie... na tym, żebym czuła jak najmniejszy ból tym samym wyrządzając go Justinowi. Ja nie powinnam była.. - wyjaśniałam Pattie, całą tą sytuację z mojej strony, która prawdopodobnie nie była wiele lepsza niż ze strony Justina, kiedy mi przerwała.
- To on nie powinien Kate. Tak bardzo się tego bałam, miałam nadzieję, że coś się zmieni od kiedy jego życie tak bardzo się zmieniło. Ale to wszystko do niego wraca, czuję, że znów zaczyna zanikać. Jakby zabierali mi własnego syna a w twoim wypadku chłopaka. Oni go zmieniają, ten świat go zmienia i to w taki sposób, że on tego nie zauważa. Zobacz, wiesz jak bardzo kocha fanów, że zrobiłby dla nich wszystko i czy myślisz, że tak po prostu bez żadnego powodu mógłby ich zranić. - powiedziała a ja pokiwałam przecząco głową, po chwili rozumiejąc, ze mnie nie widzi, ale nie miałam, kiedy jej odpowiedzieć. - Nie musisz odpowiadać, bo wiem, że tak nie jest. Teraz pewnie sobie myślisz, że to twoja wina, bo nie odbierałaś jego telefonów. Ale on nie miał prawda tak się zachować, nie miał prawda zwalać tego na ciebie. Wiem, że on sam tego nie wymyślił, otacza go tam tyle ludzi wiesz? Dlatego ja i ty jesteśmy takie ważne, bo musimy go trzymać przy zdrowych zmysłach. Tylko my możemy to zrobić. Pamiętasz, opowiadałam ci kiedyś o tym, że on jest dobry tylko czasem o tym zapomina i właśnie tak się teraz dzieje. Ja cię bardzo za niego przepraszam Kate - wyjaśniła a ja słyszałam, że głos zaczyna jej się załamywać, przez co w moim oku pojawiła się łza. Ta cała sytuacja była dla mnie nowa, ale Pattie miała rację. Pamiętam tą rozmowę, w której starała mi się to wszystko wytłumaczyć: ...ludzie jednak często popełniają błędy, on mimo że mógłby wydawać się dorosły, dojrzały, jeszcze taki nie jest. Widzę jak on się zmienia, widzę jak zmienił się odkąd jesteście razem, gdy był z Seleną też był inny. Dzięki wam dwóm powoli staję się dobrym człowiekiem. Zawsze nim był, tylko sława, problemy, ciągłe plotki to wszystko go czasem przerasta rozumiesz? Wariuje od tego, chce pokazać ludziom, że nie zwraca na to uwagi, że ich słowa go nie bolą, ale bolą i to cholernie... Później w wakacje posmakował życia typowej, rozpieszczonej gwiazdy. Nie było tygodnia, żeby w internecie czy gazetach nie pojawiła się jakaś informacja o nowym skandalu wywołanym przez niego. Chciał udowodnić ludziom tak wiele rzeczy, czasem zapominając kim tak na prawdę jest. Gdy spóźnił się ok 2 godziny na swój koncert, powiedziałam mu, że ma przestać. Wytłumaczyłam mu, że krzywdzi własną rodzinę, swoje beliebers. Zakończył to, wyjechał, zaczął nowe życie i poznał ciebie. I powoli zaczął łapać nowy sens życia, zapomniał o Selenie, o kumplach, których wszędzie zabierał. Tak bardzo się cieszył, kiedy zdobywał prawdziwych przyjaciół. Gdy napisała do niego Selena, powiedział mi o tym. Mówił, że boi się, że przeszłość do niego wróci, że zatęskni za tym co było kiedyś.
- Pattie nie płacz proszę, wszystko będzie dobrze. - powiedziałam, chociaż sama nie byłam tego pewna. Nie mogę spodziewać się niczego, w końcu to nie jest Justin, którego znałam.
- Kate, wiem, że chciałaś spędzić czas ze znajomymi, ale może przyjechałabyś do mnie, nas na kilka dni. - zapytała a na moją twarz wkradł się uśmiech. Cieszyłam się, że mamy ze sobą tak dobry kontakt i, że mogę na niej polegać a ona na mnie. Nie dawało mi to spokoju, ale na prawdę zaczynałam mieć wrażenie jakby to była moja mama. Każdy w końcu ma więcej niż jedną, gdy się z kim wiążesz jego rodzice stają się też twoimi więc nie mogłam mieć tego sobie za złe.
- Jeśli mnie potrzebujesz, to oczywiście, że przyjadę. Tylko czy mogłabym z Jacobem, Dez i Mikem? Jednocześnie mielibyśmy fajną przygodę. - zapytałam, coraz bardziej uważając, że ten pomysł jest na prawdę dobry. Okej, do Kanady jest trochę daleko, ale w czasie drogi coś byśmy pozwiedzali. To była by na pewno świetna przygoda.
- No pewnie, znajdzie się tu dla was wszystkich miejsce. - odpowiedziała a na moją twarz wkradł się jeszcze większy uśmiech. Chociaż zastanawiałam się, kiedy Tom będzie wracał do domu. To było oczywiste, że kiedyś będzie musiał wrócić. Gdyby nie, pewnie jego rodzice wysłaliby wojsko a potem on musiałby mieszkać na Antarktydzie a tego byśmy nie chcieli. Nie chcę żeby wyjeżdżał, tak bardzo za nim tęskniłam ale wiem, że teraz będziemy się częściej widywać, rozmawiać. Więc może wybierze się z nami chociaż w połowę wycieczki. Jeszcze trzeba poinformować Dez, że wrócił. Jestem cholernie ciekawa jak na niego zareaguję, ale myślę, że nie będzie to nic strasznego.
- Pattie, czy mamy mówić o tym Justinowi? - zapytałam po chwili ciszy. Nie wiem, jak będzie się czuł z faktem, że jego dziewczyna i przyjaciele jadą pół kraju, żeby odwiedzić jego mamę i dziadków. Na pewno będzie mu przykro, że nie może być tu z nami. Chociaż teraz, to nie wiem czy nawet za nami tęskni.
- Na pewno, bo gdyby paparazzi złapało was u mnie, lub po drodze i doszłoby to do Justina wolę nie myśleć jakby się wtedy czuł. Poza tym, nie mamy powodów, żeby go okłamywać. Ja z nim porozmawiam. - odpowiedziała a ja pokiwałam głową. Miała całkowitą rację, poza tym nie czułabym się dobrze, gdybyśmy zataili nasz wyjazd. W końcu to jego rodzina, z resztą to nic strasznego. Pattie na pewno mu to wszystko wyjaśni.
- Ze mną nie chce rozmawiać... Dzwoniłam dzisiaj kilkanaście razy, ale gdy rozmawialiśmy rano, powiedział, że nie mam ochoty z tobą rozmawiać, pa i się rozłączył. - opowiedziałam i słyszałam jak wzdycha. Wie, że jej syn cierpi i to przeze mnie, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, że ja cierpię jeszcze bardziej. Justin miał całkowitą rację, jego mama jest niesamowita.
-Nie martw się, długo bez ciebie nie wytrzyma - powiedziała i obie się zaśmiałyśmy. Nagle poczułam, że strasznie za nim tęsknie. Za jego śmiechem, ciepłem... To okropne, że los wystawił nas na taką próbę. Jakby ktoś chciał sprawdzić, jak wielka jest nasza miłość. Ale my mu pokażemy, że wcale nie łatwo nas rozdzielić.
- Spróbuję zadzwonić jeszcze wieczorem. Na wszelki wypadek, ja też poinformuję go o wyjeździe, nie chcę żeby miał mi cokolwiek za złe, bo źle się to kończy. - odparłam. Spojrzałam na zegarek i zostało mi jeszcze 5 minut do przyjazdu chłopaków, musiałam niedługo kończyć. - Pattie, będziemy w kontakcie. Jutro z samego rana zaczniemy ustalać jakiś plan wyjazdu. Myślę, że najszybciej wyjedziemy za jakieś 2-3 dni, ale to jeszcze zobaczymy. Niestety teraz muszę kończyć, idziemy się trochę odstresować na miasto. - wyjaśniłam jej i słyszałam jak się śmieje. Na prawdę czułam, że mogę jej wszystko powiedzieć i wiedziałam, że ona mi pomoże, nie ważne jaki byłby problem.
- Będę czekać na telefon. Uważaj na siebie okej? I udanej imprezy, pa Kate - powiedziała a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. To było miłe, że martwiła się o mnie, chociaż wiem, że to nie od niej powinnam usłyszeć te słowa, ale osoba z którą chciałam porozmawiać, nie chciała nawet mnie słyszeć.
- Dziękuje Pattie. Pa - odparłam i rozłączyłam się. Siedziałam jeszcze chwilę w fotelu, głaskając Marleya i patrząc w okno. Cały ten czas, zanim wyjechał Justin tak cholernie bałam się, że powróci jego stare życie o którym ja nie mam pojęcia. I tak się też stało, a ja zaczynam być coraz bardziej przerażona kompletnie nie wiedząc co mam robić, jak się zachować. Ale najbardziej boję się tego, że go stracę. Najgorsze w tym wszystkim je to, że to co tutaj się działo przez rok, to nie było jego prawdziwe życie. Może i go znałam, ale na pewno nie tak jak powinnam. To jest tak jak poznajesz chłopaka, podoba Ci się, dobrze ci się z nim rozmawia, ale później zaczynasz odkrywać rzeczy, których wcześniej nie znałaś np. nie umie zachować się przy twoich rodzicach, gdy jest pijany staje się agresywny, w nocy zajmuje połowę łóżka itp. Tak ja mam teraz, niby go znam ale po roku czasu poznaje rzeczy, z którymi wcześniej nie miałam do czynienia. Ale mimo to wszystko, kocham go najbardziej na świecie.

Justin POV:
Byłem tak cholernie zmęczony, że nawet nie pamiętam jakim cudem zszedłem ze sceny i jak znalazłem się w garderobie. Minęło już prawie dwa tygodnie trasy a ja ledwo daję radę. Kto by pomyślał, że tak szybko odzwyczaję się od tego wszystkiego, od życia w trasie. Tak bardzo chciałem, żeby wszystko było idealnie, ale już na wstępie musiałem coś spierdolić. Dzisiaj na scenie byłem prawie 30 minut dłużej, chcąc jakoś odpokutować moje ostatnie wymysły. Szkoda tylko, że tego nikt nie zauważa, nikt nie docenia. Gdy zrobię coś źle, afera na cały świat a kiedy na prawdę się staram, cisza. Przecież, nie mogę robić nic dobrego, jestem tym złym i rozwydrzonym nastolatkiem, więc po co w ogóle zawracać sobie tym głowę.. Leżałem na kanapie i tylko słyszałem rozmowy wokół mnie. Nie miałem siły ruszyć chociażby palcem u ręki. Ludzie myślą, co to jest dwie godziny koncertu, stoisz i śpiewasz, wielki mi to wysiłek. Ale, gdy tańczysz w domu przy ulubionej piosence, która trwa trzy minuty a do tego jeszcze śpiewasz, padasz potem na łóżko lub musisz chwilę postać, żeby odpocząć, bo brak Ci tchu. Tak bardzo nienawidzę tego, że ludzie czasem zapominają, że jestem przecież człowiekiem. Oceniają, ale nie wiedzą jak to jest być na moim miejscu.
- Justin jedziemy - usłyszałem głos Scootera i zakląłem w duchu. Czasem nienawidziłem tego człowieka, chociaż wiedziałam, że to on czasem stawia mnie do pionu. Poza tym musiał zadbać o to, żeby wszystko szło zgodnie z planem. Nie miałem siły się z nim kłócić, powoli otworzyłem oczy i zwlokłem się z kanapy. Wszyscy zaczynali się już zbierać do wyjścia, resztę ekipy czekało jeszcze pełno roboty, musieli poskładać sprzęt itp. ale ja nie musiałem się już tym martwić, w końcu za to im płacę. Szedłem korytarzem, myśląc jedynie o tym, że za 5 minut znajdę się w tourbusie i będę mógł odpocząć.
- Dobry koncert stary - usłyszałem głos Rayana, kiedy doszedł do mnie. Dzisiaj był na widowni, miał jakiś dobry humor w przeciwieństwie do mnie. Wykręciłem jedynie oczami a on mnie lekko uderzył. Po chwili stanął za mną i lekko mną potrząsnął, jakby chciał mnie obudzić.
- Dzisiaj to nie zadziała - odpowiedziałem. Zawsze tak robił, gdy byłem zmęczony i chciał mnie rozluźnić, jednocześnie trochę zdenerwować żebym mógł dać upust emocją, czyli mu oddać. On jako nieliczny znał mnie na wskroś, dosłownie. Był ze mną od zawsze, w każdych ważnych dla mnie chwilach. Wspierał mnie jak nikt inny i cieszyłem się, że wreszcie znów możemy spędzać ze sobą czas. Kolejny raz, zostawił dla mnie pracę fotografa w Kanadzie i ruszył ze mną w trasę, ale wiedziałem, że sprawia mu to przyjemność.
- Czy to przez Kate? - zapytał po chwili. Na dźwięk jej imienia serce zaczęło bić mi szybciej. Myślałem o niej przez pół koncertu. Te wszystkie piosenki, które pisałem dla niej i o niej, sprawiały, że nie mogłem o niej zapomnieć nawet na 2 godziny. Te uczucia, które towarzyszyły mi podczas ich pisania mogłem poczuć od nowa, zwłaszcza, teraz, kiedy byliśmy tak jakby pokłóceni. Nigdy więcej nie chciałbym się czuć tak jak wtedy. Świat bez niej przestawał mieć dla mnie większe znaczenie, bo teraz to ona była dla mnie najważniejsza. Byłem na nią tak cholernie zły, potrzebowałem jej, tak bardzo chciałem usłyszeć jej głos, móc ją dotknąć, przytulić, zobaczyć a jej po prostu nie było. Nienawidziłem wtedy siebie, że ją zostawiłem samą, że nie wiem co się z nią dzieje, że jej tu ze mną nie ma. Najgorsze jest to, że ubzdurałem sobie, że to wszystko przez fanów, przez trasę. Jakby to była ich wina, że musieliśmy się rozdzielić i nie chciałem ich wtedy widzieć. Wiem, że spierdoliłem, wiem, że nie powinienem był spóźniać się na koncert, ale wtedy uczucia wzięły nade mną górę. Nie tylko zraniłem swoją rodzinę ale też Kate. Gdy wyszliśmy na dwór czekali na nas fani i paparazzi. Chociaż bardzo chciałem, nie miałem siły na to, żeby zostać chwilę z nimi i dać im resztki siebie. Zakryłem twarz i jak najszybciej wszedłem do tourbusa od razu kierując się do swojej "sypialni".
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - powiedział Rayan, kiedy już chciałem zamykać drzwi od pokoju. On też się martwił, tak wiele razy widział jak się załamuję, jak tracę samego siebie. Nie zawsze udawało mu się mi pomóc i wiem, że męczyło go to, bo mógłby czasem oszczędzić wiele łez. Ale z czasem nauczył się, że nie może mieć na mnie całkowitego wpływu, że jeśli będę chciał to zrobię jak zechcę ale nigdy nie przestał się starać.
- Chcę być już z nią - odparłem jedynie wiedząc, że to mu wystarczy. Nawet nie musiałem mu wiele wyjaśniać, czasem rozumieliśmy się bez słów. Pokiwał jedynie głową, chyba nie wiedział, jak może mi pomóc, dobrze wiedząc, że słowa "niedługo się zobaczycie" nic nie pomogą. Kiedy odwrócił się i poszedł do "salonu" przymknąłem drzwi, rzuciłem się na kanapę i sam nie wiem, kiedy, usnąłem.
    Słyszałem irytujący dźwięk, który miałem wrażenie, że był coraz głośniejszy. Otworzyłem oczy i próbowałem zlokalizować miejsce z którego dochodzi. Gdy w końcu mi się to udało, sięgnąłem ręką po telefon, który był w kieszeni moich spodni i spojrzałem na wyświetlacz "mama". Nie mogłem tego zignorować, bo wiem, że dzwoniłaby jeszcze kilka razy.
- Spałem - burknąłem do słuchawki zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Czasem mogłaby dać mi pospać chociaż te dwie godziny. Nie wiem jak one to robią, że mają taki instynkt, że dzwonią zawsze w najmniej odpowiednich sytuacjach lub gdy śpisz, zasypiasz. Nigdy nie zrozumiem ich magicznych zdolności.
- Zmęczony? - zapytała, a ja od razu mogłem wyczuć się się martwi. Wiedziałem, że wolałaby być tutaj ze mną w trasie, ale nie chciałem jej tym obciążać. Poza tym pewnie w którymś momencie do mnie, może już nas dołączy. Zawsze chce mieć pewność, że wszystko u mnie w porządku, pewnie jak to każda mama.
- Oj tak, 20 min bisów wymęczyło mnie do końca - wyjaśniłem jej, nawet nie wiedząc czy mnie zrozumiała bo telefon leżał na moim uchu a ja pół twarzy trzymałem na poduszce. Chociaż, ona jest tak doświadczona, że nawet gdybym ledwo co mówił np. przez chrypę ona mnie i tak zrozumie. Na prawdę czasem się zastanawiam, że ma jakieś super moce o których mi nie mówi.
- Uważaj na siebie - odpowiedziała a ja wykręciłem oczami.
- Co robisz? - zapytałem, przekręcając się na plecy i ziewając.
- Pakuje się. Nie miałam, kiedy Ci powiedzieć, że jadę do Diany i Bruca na jakiś czas. Tata i dzieciaki też jadą, zaczęły się im wakacje. - odparła a moje serce zaczęło bić mi szybciej. Nikt nienawidzi momentu w których życie czasem na pierwszym miejscu stawia rzeczy, na których nie zależy nam tak bardzo. Czuję się jakbym nie dostał urlopu, tak to jest ogromny minus mojej pracy. Ja nie mogę z dnia na dzień wziąć wolnego, zachorować. Jeśli czegoś nie ma planie, który ułożony był jakieś pół roku temu. Jak do cholery mogę zaplanować swój czas z takim wyprzedzeniem.
- To jasne, dobrze, że nie będziesz siedzieć sama - powiedziałem i na prawdę miałem to na myśli. Czasem strasznie się o nią martwiłem. Mieszkała sama, nie miała nikogo oprócz swoich sióstr w pobliżu i koleżanek. Byłem wtedy przeważnie zły, że tak ją zostawiłem ale ona kochała swoje życie.
- A wiesz kto jeszcze jest sam? - zapytała a ja zmarszczyłem brwi nie do końca rozumiejąc o co może jej chodzić.
- Nie rozumiem - odpowiedziałem i słyszałem jak wzdycha. To znaczyło tylko tyle, że zmieniłem bieg tej rozmowy i nie przebiega tak jakby chciała.
- Chodziło mi o Kate, ona też jest teraz sama, więc.. - zaczęła mówić.
- Ona też jedzie? - zapytałem nie dając jej skończyć.
- Tak, dzisiaj jej to zaproponowałam i zgodziła się - wyjaśniła a ja wziąłem głęboki oddech. Chyba takiej informacji się nie spodziewałem. Najdziwniejsze chyba było to, że nie byłem zły, chociaż chyba nawet nie powinienem i nie miałbym o co. Cieszę się, że spędzi czas z moją rodziną, że mają tak dobry kontakt i że kochają ją tak jak ja.
- Cieszę się, że może na ciebie liczyć - odparłem po chwili ciszy. Wiedziałem, że czekała na moją reakcję. Po ostatnich wydarzeniach wiem, że była przybita, oczywiście przeze mnie. Zawiodłem nie tylko fanów ale ją i Kate również, czasu jednak nie cofnę. Także wierzę, że spędzanie czasu z rodziną i Kate pomorze im obydwu.
- Kochanie wszystko dobrze? - zapytała a ja słyszałem troskę w jej głosie. Wiem, jak bardzo zależało jej na naszym szczęściu. Mam nawet wrażenie, że pragnęła tego bardziej niż dla samej siebie. Ale jestem chyba za młody, żeby zrozumieć czym jest miłość do swoich dzieci.
- Po prostu muszę z nią porozmawiać i przeprosić. Widziałem, że do mnie dzwoniła ale nie miałem jak odebrać. Pewnie się martwi, po naszej porannej rozmowie - odpowiedziałem, nagle z całych sił pragnąc usłyszeć jej głos. Słyszałem śmiechy z salonu, pewnie musieli coś oglądać, normalnie bym do nich poszedł ale dzisiaj nie miałem ochoty. Teraz role się odwróciły i znów winię ich za to co się stało. Szybko jednak odrzuciłem te myśli, nie mogę wiecznie wszystkich obwiniać za swoje błędy. Chociaż, kiedy się jest sławnym i ludzie wciąż cię obserwują zaczynasz myśleć inaczej, sprawia to, że po prostu nie zawsze jesteś do końca sobą.
- Kochamy cię wiesz? - szepnęła a ja się zaśmiałem. Czasem miałem wrażenie, że wciąż traktuje mnie jak małe dziecko, ale to chyba dlatego, że w jej oczach wciąż nim jestem. Możliwe, że chwilami też się tak czuję, ale to już inna sprawa.
- Oj mamo -brząknąłem i teraz to ona się zaśmiała. - Więc kiedy jedziecie? - zapytałem. Skoro już się pakowała, niedługo będzie wyjeżdżać. Strasznie chciałbym być tam z nimi, ale grafik jest tak napięty, że jeśli chciałbym się z nimi spotkać to wyszłoby na to, że spędziłbym z nimi może 2h i musiałbym już wracać. Niedługo mam ważną imprezę charytatywną, której nie mogę się już doczekać. Poza tym chłopaki, myśleli, żeby pójść na jakąś imprezę, a chyba czuję, że potrzebuję się odstresować więc to nie taki głupi pomył.
- Ja wyjeżdżam jutro wieczorem, Jeremy też a Kate ma dać mi jeszcze znać. Bo chce przyjechać z Jacobem, Dez i Mikem. Także trochę nas będzie. - wyjaśniła. Teraz to mega strasznie chciałbym tam być, bo wiem, że będą się fantastycznie bawić a mnie z nimi nie będzie. To prawie tak jakbym nie jechał do domu na święta i omijała mnie najlepsza część. Czułem smutek a jednocześnie szczęście bo wiem, że Kate będzie szczęśliwa a to było najważniejsze.
- Mamo czy ona wie, że tata tam będzie? - zapytałem, kiedy przypomniałem sobie ich ostatnie spotkanie. To wtedy o mały włos nie straciłem jej. Wiem też, jak bardzo bolesny był to okres dla Kate, z resztą dla mnie też. Ale ja kojarzę go z tym, że mnie zostawiła a ona z tatą. On też był dobrym człowiekiem, po prostu martwił się o mnie, nie chciał żeby ktoś mnie zranił i tyle. Myślę, że dużo odziedziczyłem po nim jak na przykład to, że czasem nie mogę zapanować nad swoimi emocjami.
- Nie wspomniałam jej o tym, całkiem o tym zapomniałam, gdy z nią rozmawiałam. Nie jestem pewna jak na to zareaguje - odpowiedziała a ja pokiwałem głową. Ja też niczego nie mogłem się spodziewać.
- Ja z nią porozmawiam - powiedziałem. Miałem nadzieję, że uda mi ją namówić, że to dobry pomysł. Muszą porozmawiać, tata musi zobaczyć jaka ona jest na prawde.
- Tak zadzwoń do niej. - odparła a ja się uśmiechnąłem.
- Okej, to do usłyszenia później mamo - zakończyłem rozmowę i rozłączyłem się nie czekając ani chwili wybierając numer Kate. Nawet nie wiedziałem za bardzo co chce jej powiedzieć, jak mam zacząć. W końcu nie dałem jej nawet szansy na wyjaśnienia, więc nie wiem jak się teraz czuje.
- Justin - usłyszałem jej głos po czterech sygnałach. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu, cholernie chciałem usłyszeć jej głos.
- Kate, kochanie, przepraszam - zacząłem od najważniejszej sprawy. Musiałem to jak najszybciej wyjaśnić, bo inaczej zwariowałbym.
- Oh - odparła, najwidoczniej zaskoczona moim wyznaniem.
- Nie wiem co we mnie wstąpiło. Chyba po prostu zrozumiałem jak okropnie czuję się, gdy nie ma cię obok - wyjaśniłem i obydwoje się zaśmialiśmy. Czułem ulgę na sercu słysząc jej śmiech. W głębi duszy wiedziałem, że nie będzie się na mnie długo gniewać, bo po prostu nie potrafiła. Z resztą ja miałem zupełnie tak samo.
- Tylko nie mów, że się stęskniłeś - powiedziała przez śmiech a ja dałbym sobie rękę uciąć, że teraz wykręca oczami.
- Jak cholera. Mam wrażenie, że te 23 dni to będzie wieczność - odparłem uświadamiając sobie, że na prawdę jeszcze przez długo jej nie zobaczę i przez to moje serce się ścisnęło, bo najchętniej chciałbym być teraz z nią.
- To bolało Justin - powiedziała po chwili ciszy, która stawała się robić nieznośna.
- Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie wiem.. mogę cię tylko przeprosić - wyjaśniłem czując się okropnie. Dlaczego nie mogłem pomyśleć zanim coś zrobię, tylko byłem taki porywczy.
- Po prostu ciągle przed oczami mam to 13 tysięcy ludzi, dziewczyn które płaczą i to jakby przeze mnie. Jak mogłeś postawić mnie w takiej sytuacji, tego nie mogę zrozumieć. Nie chciałam nikogo zranić, chociaż wiem, że przez moją głupotę zraniłam ciebie i ja też cię przepraszam, nie wiem co się ostatnio ze mną działo - odpowiedziała a ja czułem jak moje ciało ogarnia ciepło. Chyba dalej nie rozumiem czym do końca jest miłość bo wciąż mnie zaskakuje.
- To ja też przesadziłem z reakcją, nie musisz mnie przepraszać kochanie. - odparłem i wiedziałem, że teraz się uśmiecha - hej, wszystko u ciebie w porządku? - zapytałem nawiązując do ostatniej części. Może powinienem zacząć się martwić, że coś się stało ale przez to, że jesteśmy daleko ona nie chce mnie martwić.
- Tak, chwilami jest lepiej niż mogłabym sobie wyobrazić - wyjaśniła a ja się uśmiechnąłem. To było najważniejsze, że była szczęśliwa. W końcu miała teraz 3 miesiące wakacji, także powinien być to dla niej najlepszy okres. Nie mogę się już doczekać, naszych wspólnych wakacji, które zaplanowałem razem ze Scooterem.
- Baw się ile możesz, bo jak przyjedziesz do mnie to nie odstąpię cię na krok - podpowiedziałem jej.
- Oh, czy to groźba czy obietnica? - zapytała przez śmiech.
- Jedno i drugie - odpowiedziałem a z mojej twarzy nie schodził uśmiech.
- Justin, muszę ci coś powiedzieć - powiedziała po chwili ciszy. Serce zaczęło bić mi szybciej bo nie do końca wiedziałem czego się mam spodziewać.
- Hmm? - jedynie wydusiłem z siebie, chcąc jak najszybciej usłyszeć co ma mi do powiedzenia, słysząc jak bierze głęboki oddech.
- Dzisiaj rozmawiałam z Pattie i zaproponowała mi, żebym do niech przyjechała - wyjaśniła szybko a ja setny raz podczas tej rozmowy się uśmiechnąłem. Wiedziałem, że pewnie musiała się martwić, jak na to zareaguję.
- Wszystko już wiem i nie musisz się mną martwić - odparłem gdy Kate wypuszczała wstrzymywane powietrze.
- Zawsze się o ciebie martwię - zbeształa mnie a ja wykręciłem oczami - Ale, że chciałam spędzić jak najwięcej czasu z Dez i Jacobem, postanowiłam im zaproponować żeby jechali ze mną. Jeszcze nie miałam okazji z nimi porozmawiać ale myślę, że się zgodzą. Myślałam też, żeby od razu odwiedzić ciocię i wujka bo potem może nie być okazji. Także mam już chyba plany na resztę wolnego czasu - opowiedziała a ja pokiwałem głową. Tak to był dobry pomysł, żeby spędziła ten czas z rodziną i przyjaciółmi. Może dzięki temu nie będzie za nimi tak bardzo tęsknić lub będzie mieć mniejsze wyrzuty sumienia, że ich zostawia.
- A jakie masz plany później? - zapytałem specjalnie zmieniając głos na seksowny.
- Hmm, no myślałam nad tym, że resztę wakacji spędzę z najlepszym chłopakiem na świecie i jeszcze nie jestem pewna jakie mamy plany, ale wiem, że będą niesamowite. A ty? Co będziesz robił? - zapytała a ja mogłem wyczuć również nutkę rozbawienia i seksowności. Uśmiech sam wkradł mi się na twarz, nie dałem rady go powstrzymać.
- Ja mam mnóstwo pomysłów, nie będę cię zanudzać. - odparłem i słyszałem jak wzdycha, pewnie z frustracji. Wiedziałem, że nie tego się spodziewała, ale nie miałem zamiaru zdradzać jej co będziemy robić, nie mogę uwierzyć, że na prawdę myślałam, że wszystko jej powiem.
- Tęsknię za tobą. Gdy oglądam te cholerne strony, gdzie o tobie piszą doprowadza mnie to szału. Codziennie ogląda cię tyle ludzi a ja nie mogę.. mam tak wielką ochotę cię pocałować i powiedzieć jak bardzo cię kocham - szepnęła a ja czułem, że moje serce się skurczyło z bólu. Chyba nie ma słów, żeby opisać jak bardzo chciałbym być teraz obok niej. To przy Kate czuję się jakbym na prawdę żył, jakby moje życie wcale nie było tak bardzo popieprzone jak jest teraz. Ta fikcja która mnie otacza, tylko ona jest prawdziwa, ona sprowadza mnie na ziemię. Mówią, że pieniądze uszczęśliwiają. Tak wiele razy słyszałem komentarze na swój temat, na temat tego, że jestem tak cholernie bogaty. Mówią też, że pieniądze szczęścia nie dają i z tym się zgodzę. Po co miliony dolarów skoro nie mogę spędzić czasu ze swoją dziewczyną, nawet jeśli nie wiadomo jakbym chciał. Dlaczego nie mogę odpocząć, kiedy chcę, zjeść, wyjść na miasto, na spacer, do kina... Nie tak sobie wyobrażałem sławę, miało być łatwo i przyjemnie. Czasem żałuję, że to wszystko się stało i wyobrażam sobie jakby to było, gdybym był zwykłym szarym człowiekiem.
- Powinienem znów cię przepraszać ale nie chcę żebyś się denerwowała, więc powiem ci tylko, że cię kocham, najbardziej na świecie. - odparłem i słyszałem jak zaciąga nosem. Ostatnią rzeczą jaką chciałem to żeby płakała, najgorsze było to, że wiedziałem jak się czuje, bo ja czułem to samo i gdyby nie to, że jestem facetem leżałbym teraz w łóżku, pod kołdrą i płakał jak dziecko. Co ta kobieta ze mną robi... stałem się milion bardziej wrażliwy niż kiedyś i dosłownie zaczyna mnie to przerażać.
- Niedługo się zobaczymy, niedługo się zobaczymy.. - zaczęła szeptać, nawet nie wiedziałem czy mówi do mnie. Jakby próbowała sama sobie to uświadomić, przekonać samą siebie, że to nastąpi.
- Nie powinienem cię zostawiać - odpowiedziałem z każdą sekundą żałując, że tego wieczoru na plaży nie zdecydowałem się na to, żeby zostać. Wydaje mi się, że gdybym wtedy tak postanowił moje życie byłoby piękniejsze.
- To ja nie powinnam puszczać cię samego - wyjaśniła a ja kląłem w duchu, nigdy nie mogła dać za wygraną i za wszystko winiła siebie chociaż to było moja wina.
- Proszę, nie rozmawiajmy o tym - odparłem. Chciałem, żeby ten dzień się skończył bo zdecydowanie nie należał do udanych a ta rozmowa tylko to potwierdzała.
- Masz racje, chcę porozmawiać o czymś innym - powiedziała a ja zmarszczyłem brwi w wyrazie zainteresowania.
- Słucham - odpowiedziałem czekając co ma mi do powiedzenia.
- Postanowiłam odciąć się od wujka i cioci, chodzi mi o pieniądze. Nie chce żeby dłużej mnie utrzymywali. Muszę iść do pracy i zacząć zarabiać na samą siebie. - wyjaśniła a moje serce z niewiadomego powodu zaczęło bić szybciej. Na pewno się tego nie spodziewałem, nawet o tym nigdy nie myślałem, że żyje dzięki pieniądzom wujka... Czasem potrafię zaskoczyć swoją głupotą samego siebie. Bałem się jakie będą tego konsekwencje, pewnie będziemy mieć dla siebie o wiele mniej czasu. Najgorsze było to, że baliśmy się zacząć tematu tego co będzie jak skończy się moja trasa. Chyba nie chcieliśmy wiedzieć jak się to potoczy ale musieliśmy się przecież na coś przygotować. Kate nawet nie wie, gdzie chce iść na studia. Ja pewnie dalej będę kontynuował koncerty i wciąż będę podróżował. Wiem, że nie mogę wymagać od niej tego, że poświęci dla mnie wszystko, nawet tego nie chcę ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie życia bez niej.
- Kiedy chcesz to zrobić? - zapytałem po krótkiej chwili. Nie mam pojęcia jak my to wszystko ze sobą połączymy, jak uda nam się wciąż być ze sobą mimo tych wszystkich przeciwności.
- Gdy zacznę studia - odparła a ja przegryzłem wargę. Nastąpi to znacznie szybciej niż się spodziewałem.
- Studia gdzie? - kontynuowałem i zaczynałem być coraz bardziej poirytowany faktem, że nic nie wiem. Miałem wrażenie jakbym dowiadywał się wszystkiego ostatni oraz, że wszystko jest postanowione a ja nie mam nic do gadania.
- Myślałam z Dez o Nowym Jorku, chciałyśmy razem zamieszkać. Pomysł pojawił się kilka dni temu, musiałam to przemyśleć zanim ci powiedziałam... boje się zmian, nie wiem czy chce robić ze swoim życiem cokolwiek. - odpowiedziała a ja poczułem to samo co ona, też się tego bałem. Prawie całe życie decydowali za mnie inny i nie dawało mi to spokoju, ale kiedy przychodzą dni w których mogę podjąć decyzję boję się tego. Wiem, że gdybym na prawdę chciał mógłbym zakończyć karierę i zniknąć ale jeszcze bardziej boję się życia bez tego wszystkiego. W końcu to moja rodzina.
- Musimy porozmawiać o tym jak się spotkamy, to zbyt ważna i ciężka rozmowa jak na telefon, poza tym nie mam głowy o tym teraz myśleć - westchnąłem wiedząc, że szukam powodów żeby tylko to odwlec, ale na prawdę nie miałem sił.
- Rozumiem - odparła a ja słyszałem w jej głosie smutek, nie chciałem żeby była nieszczęśliwa. Potrzebowałem czasu żeby to wszystko przemyśleć. - Jednak chciałam powiedzieć ci coś jeszcze - kontynuowała a ja czułem jak oczy zaczynają mi się zamykać ze zmęczenia. Poza tym jej głos sprawiał, że czułem się bezpiecznie.
- Mhmm - wydusiłem jedynie chcąc jak najszybciej słyszeć jej głos.
- Wrócił Tom, odnalazł nas... - usłyszałem jedynie a potem nie słyszałem nic.




środa, 2 marca 2016

Rozdział 55

- I jak podróż?  - zapytałam od razu, gdy odebrał i przywitał się ze mną.
- W porządku, tak myślę - odpowiedział a ja westchnęłam.  Był już wieczór,  od naszego spotkania minęło już dziewiec dni. Siedziałam z wtulonym we mnie Marleyem i oglądałam telewizję. Wreszcie mogłam odpocząć od moich znajomych. Nawet przez chwilę nie pozwalali mi siedzieć w domu, jedyne po co w nim bywałam to moje ubrania. Już zapomniałam jak to jest spędzać z nimi całe dnie. Ale dzięki temu czas leciał mi szybko a właśnie tego chyba chciałam.
- Co robisz? - zapytałam po chwili ciszy.
- Przed chwila się kapalem a teraz się położyłem. A Ty?  - wyjaśnił a zaczęłam sobie to wyobrażać.  Brakowało mi go, w ogóle cała ta sytuacja była czymś zupełnie nowym. Zawsze gdy się nie widywalismy, byliśmy pokłóceni lub na prawdę były sprawy ważniejsze niż to i oczywiście chodzi o Justina. Teraz on był tysiące kilometrów dalej, co dziennie lub co dwa dni dawał koncert dla milionów fanów a ja dalej siedziałam w swoim malutkim domku w Chicago i jedyne co mogłam robić, to siedzieć na tweeterze i patrzeć co piszą jego fani. I mimo że chwilami zrobiłabym wszystko żeby się do niego przytulic wiem, że jest to niemożliwe.
- Myślę o Tobie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Zaczynałam żałować że nie dałam się namówić dzisiaj na coś szalonego. Dez w kółko powtarzała mi, że siedzenie i użalanie się nad sobą nie ma sensu, ale ja uparcie twierdziłam że wcale bym tego nie robiła. Oczywiście, myliłam się ale ostatnio rzadko mam w czym kolwiek rację.
- 28 dni, 2 godziny i 43 min - powiedział a ja się zaśmiałam i przyciągnęłam nogi bliżej siebie.
- Jesteś uroczy - wytchnelam mu a on prychnal. Czułam jednak, że nie wszystko u niego dobrze. Głos miał zachrypnięty i nie gadał jak najęty.
- Jak zawsze kochanie - odpowiedział a ja nie mogłam się powstrzymać żeby nie wykręcić oczami. Marley podniósł głowę i spojrzał na mnie a ja się do niego uśmiechnęłam.  Powoli wstał i poszedł do sypialni oglądając się za mną. Widziałam, że chciał tym samym pokazać mi żebym poszła za nim, wiec grzecznie wstałam i skierowałam się w stronę łóżka.
- Powiesz mi co się dzieje? - zapytałam w końcu mając nadzieję, że podczas tej chwilowej przerwy jeszcze nie usnal. Wyobrażałam sobie jak bardzo był zmęczony a ja jedyne co mogłam zrobić to pisać z nim sms i rozmawiać przez telefon.
- Dzisiaj jedna z fanek, gdy zatrzymaliśmy się na postoju zaczęła krzyczeć, na cały głos, że ich zostawiłem,  że znalazłem sobie ciebie, że już nie zależy mi na beliebers tak jak kiedyś. A przecież to nie prawda. Owszem znalazłem miłość mojego życia ale nie zmieniłem się,  dalej ich kocham... bez nich byłbym nikim... nie wiedziałem co mam robić wiesz?  Co mam jej powiedzieć. Nie mogę przestać o tym myśleć. To wszystko tak bardzo się za mną ciągnie. Jakby nie rozumieli ze jestem zwykłym człowiekiem. Zacząłem pisać nowa piosenkę.  Chcesz posłuchać?  - zapytał a ja starałam się przełknąć gole w gardle, która miałam. Nigdy nie zrozumiem tego, jak możemy krzywdzić ludzi których kochamy. Dlaczego robimy to sobie nawzajem? Dlaczego nie możemy zrozumieć, że słowa ranią czasem bardziej niż czyny? Dlaczego zapominamy, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi...
- Zamieniam się w słuch. - cicho odpowiedziałam i mocniej przytulilam się do Marleya a moje serce od razu zaczęło bić szybciej czekając na to co zaraz usłyszę.
- Moje życie jest filmem,
którego akcję każdy śledzi
Więc przewińmy do najlepszego momentu
Odpuszczając te wszystkie nonsensy

Czasami ciężko jest zrobić dobrą rzecz
Kiedy przychodzi presja jak błyskawica
Chcą abym był idealny
Kiedy nawet nie wiedzą, że cierpię
To życie nie jest łatwe, nie jestem stworzony ze stali
Nie zapominajcie, że jestem człowiekiem, nie zapominajcie, że jestem prawdziwy
Zachowujecie się jakbyście mnie znali, ale nigdy nie poznacie
Ale jedno wiem na pewno:

Pokażę wam... - w kółko i w kółko analizowałam jego słowa nie mogąc pojąć jak można ubrać swoje uczucia w słowa.  Nie mogłam tez pojąć jak bardzo Justin jest utalentowany.
- Wyobraź sobie, że na świecie jesteśmy tylko we dwoje,  tylko ty i ja... - kilka głębokich oddechów - I dla mnie jesteś najlepsza rzeczą na świecie. Nic innego się nie liczy. - oddech -  Ludzie byli, są i będą okrutni. Poza tym pamiętaj jesteś Justinem Bieberem, moim Justinem i ludzie będą chcieli Cię zmienić,  ale dla mnie jesteś idealny. Kocham Cię i pamiętaj, że możesz zawsze na mnie liczyć. - mówiłam, nawet nie wiedząc czy ma to sens. Czy to w ogóle mu to pomaga,  czy coś mu pomogłam. Nigdy nie byłam dobra w pocieszaniu. Gdy byłam mała musiałam nauczyć się radzić sobie z problemami na własną rękę.  Dlatego potem gdy musiałam doradzić komuś,  kompletnie nie wiedziałam jak się do tego zabrać bo to strasznie mnie przytłaczało.
- Ja Ciebie bardziej, wiesz o tym prawda? - odpowiedział po chwili ciszy a na moja twarz wkradł się uśmiech.
- To niemożliwe - powiedziałam stanowczo, bo nie było miłości większej niż ta która ją dażylam jego.
- Uwierz że możliwe. Poza tym tylko Ty potrafisz sprawdzić, że nagle robi mi się gorąco i serce mało co nie wylatuje mi z piersi. I gdy dzień wydaje się być całkiem do dupy Ty sprawiasz, że się uśmiecham.  - ogromny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Nie marzyłam o niczym innym niż być teraz obok niego. Chociaż zdaje sobie sprawę z tego, że gdy już z nim będę, nie wszystko będzie kolorowe i trochę się tego boje...
- Idź juz spać,  jesteś zmęczony.  - wychrypiałam chociaż mogłam rozmawiać z nim cała noc.
- Cieszę się, że Cię dzisiaj usłyszałem bo wczoraj rozmawialiśmy tylko przez kilka minut.  Kocham Cię,  zadzwonię jutro okej? - zapytał a ja nagle poczulam się strasznie zmęczona.  Tak jakby to że on idzie już spać sprawiło ze ja też odczułam taka potrzebę.
- Będę czekać na telefon. Kocham Cię.  Dobranoc. - odparłam i  nawet nie wiem, kiedy się rozłączyłam gdy usnelam pogrążona w myslach o Justinie.
      Kiedy otworzyłam oczy miałam wrażenie że jest środek nocy, ale słońce padało przez żaluzje. Gdy chciałam sprawdzić która jest godzina, telefon zaczął wibrowac. Nie patrząc kto dzwoni, odebrałam.
- Idziemy dzisiaj na impreze! - usłyszałam krzyk Dez i na kilometr słyszeć było jej podekscytowanie. Wykręciłam oczami i przeciagnelam się.
- Pod jednym warunkiem. Musimy iść na zakupy  - powiedziałam a ona pisnela.
- Będę za 30 min. - rzuciła i się rozłączyła zanim zdążyłam cokolwiek dodać.  W końcu były wakacje, trzeba było się rozerwać.  Szybko ubrałam się w klik umalowalam się i byłam gotowa. Wzięłam butelkę z wodą i przybiegla Dez. Była podekscytowana jak małe dziecko.
  Gdy w końcu po 3 godzinach zakupów miałyśmy już to co chcialysmy. Wrocilysmy do domu, zjadłyśmy kanapki zrobione na szybko i zaczęłyśmy się szykować. Obiecałam Dez, że ją umaluję i uczeszę, oczywiście ja wybrałam jej też strój na wieczór. Nie wiem skąd ona brała tyle entuzjazmu na każdą z tych imprez. Tą organizował Tom, ten który w zeszłe wakacje chciał się jeszcze ze mną spotkać zanim wygryzł go Justin, ten co jest przewodniczącym szkoły. No więc ma to być "impreza wakacji". Historia jak z filmu, nadziani rodzice którzy wyjeżdżają na wakacje. No dobra, ja też jestem podekscytowana. Umalowałam oczy Dez na czarno a potem pokarbowałam jej włosy i wytapirowałam. W efekcie końcowym wyglądała na ostrą laskę. Później to samo zrobiłam ze sobą a na koniec ubrałam się w klik. Od razu zrobiłam sobie zdjęcie, które wysłałam Justinowi. Miałam nadzieję, że zadzwoni w ciągu dnia. Rano dostałam jedynie sms: "Mamy jakieś problemy z hotelem, odezwę się jak tylko będę mógł. Kocham" na co odpisałam "Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Ja Ciebie też". Martwiłam się, ale to nie mogło być nic poważnego. Wszystko jest przecież idealnie zaplanowane, dzień po dniu, nic nie może się popsuć. O 20 Jacob i Mike przyjechali do mnie do domu. Nie chcieliśmy iść na trzeźwo, dlatego postanowiliśmy zacząć imprezę u mnie. Po kilku szotach oraz ogromnej porcji śmiechu zadzwoniliśmy po taksówkę która miała dowieść nas na miejsce. Przez chwile myśleliśmy czy by nie zostać w domu, bo zwykle wystarczało nam swoje towarzystwo i świetnie się bawiliśmy ale nie mogliśmy odpuścić takiej imprezy. Jechaliśmy jakieś 30 min, Tom mieszkał na obrzeżach miasta ale dzięki temu po drodze zdążyliśmy wypić po piwie. Na miejscu byliśmy ok 22 i już w promieniu kilometra słychać było muzykę. Na miejscu było z 200 osób, większość ze szkoły oraz w naszym wieku. Nie mieliśmy już nic do stracenia, egzaminy były za nami, znaliśmy się 3 lata, niektórzy nawet dłużej, dlatego nie było żadnych granic. Trzeźwe osoby można było policzyć na palcach u ręki i nie był to nikt od nas. My trzymaliśmy wysokie tempo razem z osobami z naszej klasy, byłej klasy. Kieliszek po kieliszku a ja w życiu bym się ich nie doliczyła. Muzyka dudniła nam w uszach a biodra same poruszały się w rytm muzyki. Wreszcie czułam, że żyję, czułam totalną wolność. Odrzuciłam głowę do tyłu i zaczęłam tańczyć, popijając kolejne piwo. Zaczynało mi się kręcić w głowie ale ignorowałam to, dzisiejszej nocy miałam ochotę się zabawić. Po kilku godzinach Dez i Mike zniknęli nam z oczu, pewnie poszli gdzieś w ustronne miejsce. Z Jacobem staliśmy razem z grupką znajomych na zewnątrz, paliliśmy papierosy i wspominaliśmy czasy liceum mając przy tym niezły ubaw. Nogi zaczynały mi odmawiać posłuszeństwa ale ja nie dawałam za wygraną, oparłam się o Jacoba i staliśmy tak kilka minut. W końcu ktoś wpadł na najgłupszy pomysł na świecie, żeby pójść się kąpać do basenu. Oczywiście, wszyscy uznaliśmy, że pomysł jest wspaniały i po 2 min, pływaliśmy w ciuchach. Woda była lodowata ale od nadmiaru alkoholu wcale nie było mi zimno. Zaczęliśmy się wygłupiać więc coraz więcej ludzi przyłączało się do nas. Gdy po 15 min nie miałam już siły wyszłam i usiadłam na brzegu. Patrzyłam na wszystkich dookoła. Dźwięk muzyki mieszał się z gwarami rozmów prowadzonymi wokół. Nikt tego wieczoru nie myślał o kacu jutro rano, o studiach, o problemach w dorosłym życiu. Skupiliśmy się na tym co jest teraz i dlatego to była jedna z najlepszych imprez na jakich byłam. Zawołałam Jacoba, poszliśmy na szota a potem na środek parkietu i przetańczyliśmy kilka godzin, ciesząc się chwilą i sobą nawzajem. Kiedy ktoś zaczął się bić, oddaliliśmy się nie chcąc plątać się w żadne kłopoty. Wyszliśmy na dwór, położyliśmy się na trawie i patrzyliśmy w gwiazdy.
- Będę za tobą tęsknił Kate. - powiedział Jacob a ja westchnęłam. Nie chciałam żeby teraz o tym myślał, ja sama nie chciałam o tym teraz myśleć bo wiedziałam, że jedyne co mi zostanie po tej nocy to wspomnienia.
- Ja za tobą też, ale nie musiałam ci tego nawet mówić, przecież wiesz, że tak będzie. - odpowiedziałam a on się zaśmiał. Przez całe liceum nie doceniałam tego co mam. Nikt mi nie podpowiedział, żebym cieszyła się chwilą. Teraz wiem, że to był prawdopodobnie najlepszy okres w moim życiu. Moim jedynym obowiązkiem była nauka, chociaż i tak czasami ograniczała się do minimum. Miliony chwil, kiedy siedzieliśmy wszyscy w salonie i oglądaliśmy filmy, gdy wychodziliśmy do klubu, kina, restauracji. A potem? Kto wie czy uda nam się znaleźć dla siebie czas, jak daleko od siebie będziemy, czy w ogóle uda nam się jeszcze trzymać naszą przyjaźń w kupie. Mam wrażenie, że na studiach każdy z nas zaczyna nowy rozdział, każdy osobno, swój własny. Zmieniają się ludzie wokół nas, priorytety, problemy z którymi często nie będziemy umieli sobie radzić. Gdy patrzyłam na dorosłych, chciałam być taka jak oni. Mieć w pełni kontrolę nad swoim życiem, nad tym co robię. Ale wiem, że kiedy przyjdzie mi podejmować własne decyzję, będę chciała żeby ktoś mi pomógł, powiedział co mam zrobić. Cóż za odwrotność losu. W dorosłości wszystko dzieje się już na poważnie, nie poprawisz oceny, nie napiszesz sobie sam usprawiedliwienia... każda decyzja którą podejmiesz, będzie niosła za sobą konsekwencje z którymi będziesz musiał potem żyć a jedyną osobą, którą będziesz mógł za to winić, będziesz ty sam. A przecież wiemy, jak bardzo lubimy zwalać winę na innych...
- Powinniśmy już iść, poszukajmy Dez co? - zapytał Jacob, podnosząc się i wyrywając mnie tym samym z zamyślenia. Złapałam się za głowę, muszę więcej wypić. Zaproponowałam to mojemu towarzyszowi i pierwsze miejsce w które się skierowaliśmy była kuchnia w której znaleźliśmy Dez. Wypiliśmy kolejne kilka kolejek i znów poszliśmy na parkiet. Wokół nas było tyle ludzi, jedni się całowali, inni dopiero próbowali żeby coś wyszło, inni się kłócili a oni po prostu tańczyli tak jak my, chcąc zapomnieć o całym świecie. Gdy była już piąta rano, a my zdążyliśmy się naoglądać wymiotujących ludzi, nasiedzieć przy basenie, mocząc nogi, pijąc piwo i rozmawiając o największych głupotach oraz pomóc kilku osobą wrócić do żywych stwierdziliśmy, że pora wracać do domu. Ten moment pamiętam jak przez mgłę, taksówka, dom Mike przy którym wysiadła też Dez, mój dom, łóżko, Jacob...
   Powoli i z ogromną niechęcią otworzyłam oczy. Nie miałam ochoty ruszyć nawet małym palcem. Połowy nocy a raczej poranka nie przespałam budząc się co chwilę i pijąc wodę. Gdy w końcu, wreszcie się obudziłam myślałam, że głowa zaraz mi odpadnie. Rzadko miałam kaca, ale dzisiaj to już przesada. Obróciłam się na plecy i zobaczyłam obok śpiącego Jacoba. Zastanawiałam się, jak to w ogóle możliwe, że trafiliśmy wczoraj do łóżka jak obydwoje ledwo co szliśmy i w ogóle ogarnialiśmy cokolwiek. Mam jedynie nadzieję, że niczego nie zgubiłam. W mojej głowie pojawiła się myśl: telefon! Serce zaczęło bić szybciej i miałam miliony myśli. Nie używałam go całą imprezę, nie przypominałam sobie, żebym go wyciągała lub cokolwiek z nim robiła. Nie wiedziałam czy to dobrze czy źle, bo mogłam nie pamiętać wielu rzeczy. Możliwie najciszej ale i najszybciej wstałam z łóżka i zaczęłam szukać w swoich rzeczach. Gdy nie znalazłam go w torebce zaczęłam na ostro panikować. W kieszeniach swetra też go nie było, wzięłam spodnie Jacoba ale poza pieniędzmi nic nie znalazłam. Klęłam w duchu, nie mogłam być tak głupia i go gdzieś zostawić. Usiadłam na podłodze i starałam się zebrać myśli. Musiałam sprawdzić w całym domu. Zaczęłam od salonu ale nigdzie go nie było, później kuchnia i łazienka, w której oczywiście był a ja rzuciłam się na niego i zaczęłam go całować z wrażenia. Teraz sobie przypomniałam. Z Dec słuchałyśmy z niego muzyki ale rozładował się więc całkiem o nim potem zapomniałam. Nie wiem jak to w ogóle możliwe, że w XXI wieku nastolatka poszła na imprezę bez telefonu. Poszłam do salonu, po drodze biorąc butelkę wody, podłączyłam go do ładowarki i uruchomiłam. Jednocześnie włączając telewizję, chcąc się zrelaksować. Akurat leciała Kung Fu Panda, a nie ma nic lepszego niż bajki w beznadziejny dzień po imprezie. Wzięłam do ręki telefon i na wyświetlaczu zobaczyłam 46 nieodebranych połączeń, 21 poczt głosowych i 65 sms. Serce zaczęło bić mi szybciej, Justin. Jak mogłam być taka głupia! Zostawiłam telefon, nawet nie wiedział, co się ze mną dzieje, musiał się cholernie martwić. Szybko odblokowałam i nawet nie patrząc na wiadomości wybrałam jego numer i zadzwoniłam. Cała się trzęsłam, byłam na siebie taka wściekła..
- KATE, TO TY?! - usłyszałam wystraszony głos Justina i miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie chciałam sobie nawet wyobrazić jak musiał się czuć całą noc, kiedy ja bawiłam się w najlepsze.
- Justin tak bardzo cię przepraszam - wybełkotałam tylko trzymając w sobie łzy. Nie wierze, że mogłam mu to zrobić. Oficjalnie byłam najgorszą dziewczyną na świecie.
- Nic Ci nie jest? Wszystko jest okej? - pytał a ja zaczęłam obgryzać paznokcie ze zdenerwowania.
- Tak, wszystko w porządku... - mówiłam bawiąc się końcami piżamy.
- Co się stało? Czemu nie odbieraliście telefonów! Jeszcze kilka godzin a wsiadł bym w samolot i przyleciał do Chicago. - przerwał mi a ja westchnęłam. W życiu bym sobie wtedy tego nie wybaczyła, że z powodu mojej głupoty on marnowałby czas i pieniądze, żeby przylecieć tutaj dla mnie i pewnie na dodatek musiałby odwołać koncert a nie ma nic gorszego od tego.
- Jestem taka głupia wiesz? - zapytałam ale nie chciałam chyba usłyszeć odpowiedzi, bo w sumie dobrze ją znałam.
- Po prostu powiedz co się stało? Na pewno nic ci nie jest tak? - zapytał znowu a ja wiedziałam jak bardzo się martwił i dalej martwi.
- Tak, wszystko jest w porządku poza tym, że umieram na ból głowy. Byliśmy wczoraj na imprezie u Toma, wiesz tego przewodniczącego a ja zostawiłam telefon w domu, bo przed wyjściem mi padł i całkiem o nim zapomniałam. Tak bardzo cię przepraszam, wiem jak musiałeś się martwić. Nie wiem jak mogłam to zrobić.. - powiedziałam i miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Byłam taka zła na siebie, że w ogóle doprowadziłam do takiej sytuacji. No ale czasu już nie cofnę.
- Lepiej powiedz, co u ciebie. - odparłam a on westchnął. Ta cała nasza rozłąka była cholernie męcząca. Jedyne czego, się dzięki niej nauczyłam to to, że NIGDY nie będę miała związku na odległość. Jak w ogóle może coś takiego istnieć, jak w ogóle można nazywać coś takiego związkiem. Gdy jest się tysiące, setki lub miliony kilometrów od siebie. W związku najważniejsze jest to, że możesz zawsze polegać na swojej połówce i kiedy jest ci źle po prostu przytulić. Przytulanie przez kamerkę to jedna wielka ściema i współczuję wszystkim ludziom, którzy byli do tego zmuszeni.
- Jestem trochę zmęczony.. nie spałem zbyt dobrze. Ale ogólnie daje radę, jak zawsze. - wyjaśnił a ja automatycznie pokiwałam głową, po chwili zdając sobie sprawę, że przecież nie mógł tego zobaczyć. Od czasu jego wyjazdu tylko raz rozmawialiśmy na skype i tylko raz miałam okazję widzieć go "na żywo". Nigdy nie mamy na to czasu. Wiem, brzmi to jak wymówka ale na prawdę tak jest.
- Jadłeś coś? - zapytałam. Martwiłam się o niego. Wiedziałam, że jest tam tysiące ludzi, którzy się nim zajmują, ale nie potrafiłam dopuścić do siebie myśli, że może jest mu tam lepiej niż tutaj ze mną, z nami. Bałam się tego, cholernie się tego cały czas boję. Wróciło jego dawne życie, wszystko co zna i kocha. My stajemy się nowością, nigdy nie miał dziewczyny, która jedyne co robi to siedzi w domu, spotyka się ze znajomymi lub chodzi na imprezy. Bez ochrony, bez ciągłych informacji co się z nią dzieje ( z pewnymi wyjątkami, gdy paparazzi szukają nowego tematu i napadają na mnie podczas spaceru lub zakupów i uświadamiają cały świat jaka to jestem "zdruzgotana" od, kiedy mój ukochany wyjechał (nienawidzę mediów)). Nie miał przyjaciół, którzy nie byli w stanie rzucić ich całego życia i pojechać z nim w trasę. Miał za to cały swój zespół, który koordynuje, całą trasę, miał chłopaków, którzy dalej mu towarzyszą, miał rodzinę, która go odwiedzała, miał imprezy/spotkania/wywiady/imprezy/gale/imprezy... i miliony innych o których nie chcę myśleć. Co jeśli stwierdzi, że tęskni za tym, że chce wrócić. Co będzie z nami? Co będzie ze mną?
- Omlet z dżemem i bitą śmietaną. A Ty? - odpowiedział, wyrywając mnie z zamyśleń.
- Jeszcze nic - odbąknęłam pochłąnięta moimi rozważaniami. Czasem byłam na siebie cholernie zła, że jestem taka pesymistką, że użalam się nad sobą jakby moje życie było nie wiadomo jak ciężkie lub nieudane. A przecież tak nie jest.. ale chyba każdemu z nas czasem ciężko docenić to co mamy.
- To idź coś zjedz i zadzwoń wieczorem. - powiedział, jednak ja pozostałam cały czas zamyślona. Po prostu uwielbiałam, kiedy nachodziły mnie dni rozmyślania o życiu, jakie ma ono sens.. przynajmniej raz w miesiącu, masz ochotę ukryć się pod kołdrą i nigdzie się nie ruszać, ostatecznie jakiś dobijający film. Tak mam właśnie dzisiaj.
- Do usłyszenia wieczorem - odparłam szybko po chwili jednocześnie przeczesując swoje włosy palcami.
- Kocham Cię - wyznał a na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam i się rozłączyłam. Głaskałam Marleya po plecach po chwili postanawiając iść z nim na spacer. Nie zwlekałam ani chwili, potrzebowałam świeżego powietrza. Po cichu wzięłam sukienkę z sypialni klik, tak żeby nie obudzić śpiącego wciąż Jacoba i 10 min temu szłam już w stronę plaży myśląc o wczorajszym wieczorze. Jedyne czego byłam pewna to to, że będę miała mnóstwo wspomnień. 30 minut później musiałam odpocząć, nie byłam dzisiaj w szczytowej formie. Jedynym miejscem do, którego mogłam iść było oczywiście moje miejsce. Nawet o tym nie myśląc, ruszyłam w tamtą stronę, zastanawiając się czy Jacob już wstał i jeśli tak to czemu nie dzwoni.
    Było już po 16 więc ciężko było mi uwierzyć, że jeszcze śpi ale nie chciałam go obudzić. Miałam już do niego zadzwonić, szłam wpatrzona w telefon i przeglądałam internet, kiedy poczułam, że ktoś mnie obserwuję. Serce automatycznie zaczęło mi szybciej być i w pierwszej chwili pomyślałam, że to paparazzi, a ja nie miałam na nich w ogóle nastroju. Powoli podniosłam oczy i wtedy go zobaczyłam. Ziemia osunęła się pode mną a serce wyleciało z piersi. Nie oddychałam, nie mrugałam, nie myślałam. To nie mogło się dziać na prawdę, to był tylko sen. Przełknęłam ślinę, szybko zamknęłam i otworzyłam oczy bojąc się, że zaraz zniknę lub co gorsza on zniknie. Staliśmy tak i wpatrywaliśmy się w siebie. Nagle ręce zaczęły mi sią trząść i pocić. To nie mogło dziać się na prawdę, to był sen, to MUSIAŁ być sen. Wpatrywałam się w te niebieskozielone oczy, gdy zaczął powoli do mnie podchodzić, nie odwracając wzroku. To nie było możliwe ale jakimś cudem serce biło mi jeszcze szybciej. W normalnych warunkach powinnam umrzeć na zawał.. Gdy był na wyciągnięcie mojej ręki zatrzymał się i obydwoje wzięliśmy głęboki oddech.
- Katy, to na prawdę ty.. - powiedział ledwo słyszalnie mimo to wywołując na moim ciele ciarki. Tylko on mnie tak nazywał, to musiał być on. Powoli wyciągnęłam wciąż trzęsącą się rękę i delikatnie dotknęłam jego twarzy wstrzymując oddech. Zmienił się, wydoroślał. Poczułam lekki zarost pod moimi palcami i widziałam więcej zmarszczek, które były prawie że niewidoczne, ale ja zauważałam każdy szczegół. To spojrzenie, które nawet na chwile nie spojrzało, gdzie indziej.. znałam je, znałam je nawet za dobrze. Zamknął oczy czując mój dotyk a ja starałam się myśleć trzeźwo. Delikatnie objął moją dłoń swoją, podniósł ją do ust i pocałował nie otwierając nawet oczu. Wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Wyobrażałam sobie tą scenę miliony razy, z każdym wątpiąc, że to się kiedyś wydarzy a teraz stoję tutaj i to wszystko jest miliony razy lepsze niż wyobrażenia. Przede mną stał on, Tom, moja pierwsza prawdziwa miłość, a przecież nigdy nie przestajemy kochać drugiego człowieka.
- Co ty tutaj robisz? - wydukałam zabierając rękę i próbując przyciągnąć do siebie Marleya który wciąż się na niego rzucał witając się z nim. Jednak on nie zwracał na niego uwagi. Starałam się zachowywać normalnie ale w środku wszystko we mnie krzyczało.
- Znalazłem cię - wyznał i nie czekając ani chwili, wziął mnie w ramiona, przyciskając do siebie jakby się bał, że zaraz zniknę. Szybko objęłam go rękami bojąc się tego samego. Łzy zaczęły zbierać się w moich oczach. Tak długo na niego czekałam, tyle myślenia, wspominania, wyobrażania. A teraz, tak po prostu stoimy na plaży i przytulamy się do siebie.
- Jesteś tutaj - wydusiłam z siebie, przyciskając twarz do jego piersi, był ode mnie wyższy. Otarłam pojedynczą łzę, która spływała mi po policzku. Zamknęłam oczy, wdychając jego zapach, który też tak dobrze znałam.
 Patrzyłam na swoje ręce odliczając dni do wakacji, których nie mogłam się doczekać. Z Tomem mieliśmy tyle planów, spacery, wycieczki, wspólne wieczory, wypady z Jacobem jego najlepszym przyjacielem. Baliśmy się, że może nie starczyć nam czasu. Jeszcze tylko 9 dni i będziemy mieć siebie cały czas. To będą najlepsze wakacje w moim życiu, czuję to. Patrzyłam na morzę i wspominałam wczorajszy dzień, gdy leżeliśmy na plaży, każde z nas ze swoją książką. Trzymałam głowę na jego piersi a od bawił się moimi włosami. Gdyby nie to, że skończyło nam się picie a obydwoje już prawie umieraliśmy poszliśmy do domu. Zrobiliśmy sobie piknik, nasze ulubione przekąski i sok pomarańczowy, litry soku pomarańczowego. I tak jak na plaży, ułożyliśmy się w tak dobrze nam znanej pozycji i czytaliśmy resztę wieczoru, co jakiś czas opisując nasze emocje, po przeczytaniu czegoś szokującego. Mieliśmy taką zasadę, że czytaliśmy obydwoje nowe książki a potem się nimi zamienialiśmy. Czy mieliśmy podobny gust? Raczej nie, ale uwielbialiśmy poznawać siebie z innych stron, odkrywać nasze reakcje na pewne sytuacje, porównywać nasze opinie. Mogłoby się nie wydawać, ale cholernie nas to do siebie zbliżało. Nie wiem, kiedy usnęłam i jedyne co pamiętam to to jak niósł mnie na łóżko i całował w czoło na pożegnanie. To był miły wieczór, jak każdy który z nim spędziłam a było ich mnóstwo. Dzisiaj wiem tylko tyle, że chce ze mną porozmawiać. Wczoraj nie był w humorze, ale nie chciałam na niego naciskać. Wiem, że jeśli będzie się coś działo, to po prostu mi to powie. Po kilku minutach pojawił się na horyzoncie, patrzyłam jak idzie zamyślony. Wiatr rozwiewał mu włosy a ja podziwiałam jego urodę. Czułam, że wiele dziewczyn zazdrości mi tego, że z nim jestem a zwłaszcza Dez. Starałam się być miła dla wszystkich, nie lubiłam mieć wrogów , dlatego po prostu starałam się ją ignorować, chociaż w głębi serca wiedziałam, że mnie nienawidzi. Kochała się w Tomie od kiedy pamiętam, wszyscy w szkole o tym wiedzieli, ale on nigdy nie czuł do niej nic więcej. Było nawet kilka sytuacji w których ciężko było mi się powstrzymywać, wiele razy próbowała mi go odebrać ale chyba ją rozumiałam bo często sama sobie zazdrościłam i często nie mogłam pojąć tego jaką szczęściarą jestem i jak idealny jest nasz związek. Zastanawiałam się wtedy często, czy rodzice też się tak kochali. Wtedy też, przypominają mi się słowa wujka "Rodzice byli by z ciebie, z was dumni Kate..", które powiedział, gdy składał mi życzenia w wigilijną noc. Wiedziałam, że jeśli tak powiedział to tak musiało być. Gdy je wypowiedział Tom objął mnie od tyłu i zawołał nas do stołu a wujek objął nas i powiedział, że nas kocha. To był wspaniały wieczór, mam nadzieję, że w tym roku też spędzimy razem święta. Chociaż nie wiem czy uda się Tomowi wyrwać znowu od rodziców. Był jedynakiem i ich oczkiem w głowie. Można powiedzieć, że mieli na jego punkcie świra, dlatego też nienawidzili mnie. Na początku miałam z tym wiele problemów, cholernie się tym martwiłam, tak, że zżerało mnie od środka. Ale po setkach godzin namawiania mnie, że mam tego nie robić, że jego rodzice są dziwni, że nie rozumieją naszej miłości i tego, że Tom kocha mnie bardziej od nich przestałam. Nie bywałam więc u nich często bo czułam się nieswojo, poza tym mieliśmy moje mieszkanie do dyspozycji. Wiec rok temu, dzień przed Wigilią Tom oznajmił im, że jedzie na wigilię razem ze mną i po prostu wyszedł. Miliony telefonów i sms nie zatrzymały go i dzięki temu spędziliśmy wspaniałe chwile, których na długo nie zapomnimy. Poza tym ciocia z wujkiem uwielbiali go i pierwszy raz spędziliśmy święta w czwórkę. Potrafiliśmy być z Tomem strasznie okrutni dla jego rodziców i wiele razy nienawidziłam się za to, on też, ale nie potrafiliśmy bez siebie żyć.  Powoli podniósł głowę i nasze spojrzenia się spotkały na co od razu moje serce zaczęło bić szybciej. Wystarczyło, że był, że na mnie patrzył a ja czułam się szczęśliwa, kochana. Ale po sekundzie mogłam stwierdzić, że był smutny, że coś było nie tak. Wstałam i zaczęłam iść w jego stronę, zaczynając się martwić. Gdy byliśmy kilka metrów od siebie, chciałam się odezwać i coś powiedzieć, kiedy wziął mnie w ramiona i mocno przytulił. Szybko to odwzajemniłam i przyciągnęłam jeszcze bliżej siebie wtulając głowę w jego pierś gdy on oparł swoją brodę o jej czubek.
- Co się dzieje? - zapytałam po chwili ciszy. Wiedziałam, że muszę zacząć, że z czymś się boryka, że mu ciężko i nie dawało mi to spokoju.
- Boję się Katy - odparł szeptem ani na milimetr nie puszczając mnie. Podniosłam rękę i zaczęłam gładzić jego plecy, wiedząc, że go to uspokaja.
- Nie masz czego, jestem tutaj, wszystko będzie dobrze. - wyjaśniłam mu. Mimo, że nie wiedziałam o co mu chodzi i nawet się nie domyślałam byłam pewna, że tak będzie. W końcu byliśmy razem, nic złego nie mogło się dziać.
- Oni coś planują, ukrywają coś przede mną i za wszelką cenę nie chcą żebym się dowiedział. - mówił a ja od razu domyśliłam się, że chodzi o jego rodziców. Okej teraz zaczynałam się martwić, oni byli nieobliczalni, serio.
- O czym myślisz? - zapytałam, musieliśmy wpaść na jakiś plan, musieliśmy to rozwiązać. Musieliśmy dowiedzieć się co znów planują i temu zapobiec. Tak wiele razy próbowali nas rozdzielić, że stawało się to męczące, ale myśleliśmy, że już z tym skończyli. Od jakiś dwóch miesięcy nie mieli nawet nic przeciwko, żeby zostawał u mnie na noc, co było dla nas ciężkim szokiem, bo zawsze robili mu wyrzuty, miliony telefonów lub pretensje przez całe następne dni. Ale przestali, myśleliśmy, że zrozumieli, że nic nie wskórają i mimo, że byliśmy młodzi, to, że nie uda im się nas powstrzymać. I w głębi duszy mieliśmy nadzieje, że może wreszcie zaakceptowali naszą miłość, ale teraz wszystko to po prostu zniknęło.
- Czuję, że to coś poważnego, mam złe przeczucia wiesz? I doprowadza mnie to do szału. - wyjaśnił i odsunął się ode mnie na kilka centymetrów dotykając ręką mojej twarzy. Uwielbiałam, kiedy tak robił, czułam się wtedy taka spokojna. Teraz też taka byłam, wiedziałam, że sobie poradzimy.
- Hej, damy radę. To nie może być nic gorszego niż wcześniej. Wszystkie bajki mają dobre zakończenie pamiętasz? - zapytałam, stanęłam na palcach i złożyłam na jego ustach pocałunek. Czasem zastanawiałam się, czy oni nie zdają sobie sprawy, że te ich działania zamiast nas od siebie oddzielać jeszcze bardziej nas do siebie zbliżają.
- Piękna i bestia - szepnął a ja się zaśmiałam.
- Kopciuszek - odpowiedziałam a on pokręcił głową i pierwszy raz dzisiejszego dnia na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Król lew - ciągnął dalej a ja udawałam, że się zastanawiam.
- Zakochany kundel - odparłam a na jego twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech.
- Kocham cię - szepnął wywołując tym samym ciarki na moim ciele. Nachylił się i teraz to on lekko mnie pocałował, na co szybko zareagowałam i przedłużyłam pocałunek, wkładając w to całą swoją miłość, której miałam na lata.
- Mój drogi Sherlocku, musimy udać się do naszej kryjówki i dociec, jaki jest kolejny spisek. - powiedziałam zmienionym głosem na co on wybuchnął śmiechem.
- Ty i ja mój towarzyszu - odparł, złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Mieliśmy cały kolejny wieczór dla siebie. Tym razem plan był inny. Postanowiliśmy zrobić sobie obiad, co wiązało się z pójściem do sklepu. Gdy wszystko już mieliśmy, zabraliśmy się za gotowanie lazani. Staraliśmy się nie narobić dużego bałaganu bo nigdy nie chciało nam się potem sprzątać. Kiedy zasiedliśmy do uczty byliśmy strasznie głodni i nim się obejrzeliśmy połowy lazani nie było a my ledwo co mogliśmy wstać od stołu. Gdy w końcu jakimś cudem udało nam się dojść na łóżko włączyliśmy Tarzana, bo przez całą tą naszą pogadankę naszła nas ochota na bajki. Oczywiście naszło nas na gadanie o tym, co byłoby gdybyśmy wylądowali na wyspie i Tom nauczyłby się rozmawiać z małpami, czy dalej bym go kochała i czy zamieszkałabym z nim w dziczy. Chyba nie było opcji, która mogłaby nas zaskoczyć, bo rozpatrywaliśmy prawie, że wszystkie. Później zebrało nam się na przytulasy. Miałam wrażenie, jakby Tom bał się, że zaraz zniknę. Całował mnie tak zachłannie a jednocześnie czule. A ja dawałam mu całą siebie, miał mnie całą dla siebie, teraz i już na zawsze. Gdy był już środek nocy a my nacieszyliśmy się sobą chociaż trochę, bo nigdy nie będzie dnia, gdy znudzimy się sobą nawzajem ani nie nasycimy w pełni postanowiliśmy wyjść na spacer. Lubiliśmy spacerować, nawet bardzo a szczególnie w nocy. Kiedy byliśmy tylko my i gwiazdy nad nami. Cisza która nas otaczała sprawiała, że wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy na świecie tylko my. Dzieliliśmy się ze sobą każdą myślą, tak, że w końcu czasem rozumieliśmy się bez słów, jakby nasze umysły stały się jednością i wiem, że tak było. Wiem, że właśnie taki stan nazywa się miłością. Postanowiliśmy jednak, że nie będziemy teraz nadużywać dobroci jego rodziców i Tom miał wrócić na noc do domu. To było na prawdę duże poświęcenie z naszej strony, że aż 6 razy graliśmy w papier, kamień, nożyce jaką podjąć decyzję. Powiedziałam mu, że zostanę jeszcze chwilę na plaży, dom miałam kilka minut stąd a dzielnica była jedną z najbezpieczniejszych w Chicago, mimo to chwile się spieraliśmy, gdyż uważał, że nie powinien mnie zostawiać samej. Byłam jednak uparta i wiedział, że jeśli coś sobie wpiłam to głowy to ciężko będzie mi z tego zrezygnować więc on to zrobił, ale musiałam mu obiecać, że gdy tylko skończę medytować nad swoim życiem i nad tym jak bardzo go kocham to mam do niego zadzwonić. Zanim odszedł, chwilę staliśmy przytuleni nie mogąc się doczekać jutra, gdy znów będziemy razem. Po kilku minutach odsunęłam się i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku na dobranoc. Zanim się od siebie całkiem odsunęliśmy pocałował mnie w czoło, szepnął "kocham cię" i odszedł, zostawiając mnie. Usiadłam na plaży i rozmyślałam o tym, co możemy robić w weekend i pomyślałam, że może odwiedzimy niedługo ciocię i wujka. A potem zgodnie z planem myślałam o tym, jak bardzo go kocham i, że nigdy nie przestanę.
 Szkoda, że jeszcze wtedy nie wiedziałam, że następny dzień będzie jednym z najgorszych w moim życiu. W tym dniu on zniknął, zniknął na zawsze a ja zostałam ze swoją miłością, która z dnia na dzień zabijała mnie, do czasu gdy umarła a razem z nią część mnie. Przez resztę czasu uczyłam się żyć od nowa, kolejny raz musiałam odnaleźć samą siebie. Każdego kolejnego dnia gdy jeszcze miałam z nim kontakt, żyłam nadzieją, to ona trzymała mnie przy zdrowych zmysłach i Jacob, razem próbowaliśmy jakoś to poukładać sobie to w głowach. Ale gdy pewnego wieczoru rodzice przyłapali Toma, że z nami rozmawia przez telefon o tym, że chce uciec z domu, do nas, jego matka wyrwała mu telefon i krzyknęła w słuchawkę "JUŻ NIGDY, JUŻ NIGDY WIĘCEJ NIE ODBIERZECIE MI MOJEGO SYNA". Wtedy połączenie się urwało i gdy przez następny tydzień próbowaliśmy się do niego dodzwonić, jedyne co słyszeliśmy była osoba, która oznajmiała nam, że nie ma już takiego numeru. Mieliśmy więc jeszcze resztki nadziei, że może wrócą, w końcu mieli tutaj dom a raczej willę. Kilka dni po ich zniknięciu i naszej ostatniej rozmowie poszliśmy tam z Jacobem ale jedyne co zobaczyliśmy to to, że dom już sprzedano i gdy miesiąc później poszliśmy sprawdzić czy to na pewno prawda, mieszkała tam już nowa rodzina. I wtedy cała nasza nadzieja umarła, tak jak części naszej duszy. Jedyne co nam zostało to zdjęcia i wspomnienia po osobie, która jakby nie istniała. Miesiącami czekaliśmy na jakiś list, znak, telefon ale nic takiego się nie stało i z czasem uczyliśmy się żyć, że go nie ma. I tak zaczął się początek najpiękniejszej przyjaźni, między mną, Jacobem i Dez. Połączyła nas miłość do jednej osoby a, że ona zniknęła nie mieliśmy nikogo oprócz siebie.
- Urosłaś - powiedział w moje włosy, na milimetr się ode mnie nie odsuwając. Zaśmiałam się. Nie widzieliśmy się cztery lata a on mówi mi, że urosłam.
- Tom, jak to możliwe? - zapytałam podnosząc głowę do góry i patrząc w jego niebieskozielone oczy. Nie docierało to do mnie. Co się stanie gdy Jacob dowie się, że wrócił, gdy Dez się dowie. Tak wiele rzeczy się zmieniło, nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi co wtedy, chociaż bardzo bym tego chciała. Wtedy wszystko było łatwiejsze, myślałam, że miłość mnie uratuje a to właśnie miłość mnie zniszczyła.
- 1,451 dni, tyle czasu próbowałem was odnaleźć - odpowiedział a ja wzięłam głęboki oddech. Nie mogę powiedzieć, że było nam łatwo zapomnieć, bo to była jedna z najgorszych rzeczy w moim życiu i chyba nawet do tej chwili zawsze był w mojej pamięci ale były dni, tygodnie gdy o tym zapominałam. Nigdy nie myślałam o tym, jak on się musi czuć. My mieliśmy siebie nawzajem, on został sam, daleko, bez chociaż jednej znajomej twarzy. I myślał o nas, każdego dnia przez cztery lata, nie mogąc się z tym pogodzić a my ruszyliśmy naprzód. Czuję się teraz okropnie, prawie tak jakbyśmy go zdradzili, odłożyli w kont.
- Przepraszam - wyszeptałam powstrzymując łzy, gdy to wszystko zaczęło do mnie docierać. Czułam się taka winna, że nie szukałam go, że nauczyłam się żyć bez niego.
- Nie mów tak.. to ja przepraszam... to ja cię zostawiłem... na tej plaży... 1451 dni temu - wyjaśnił a po moim policzku spłynęła kolejna łza. Minęło tyle lat, tak wiele rzeczy się zmieniło ale zdałam sobie sprawę, że dalej go kocham i to bolało najbardziej.
- Czekaliśmy na ciebie - mówiłam połykając własne łzy - czekaliśmy tydzień, miesiąc, dwa miesiące... nie wiedzieliśmy nawet czy jesteś na tym samym kontynencie. Znikłeś. A my latami uczyliśmy się żyć bez ciebie. Chociaż zawsze byłeś z nami z dnia na dzień szliśmy do przodu. Przepraszam, przepraszam, że przestaliśmy cię szukać, ja.. - łzy ciekły mi strumieniami a słowa zamieniły się w bełkot. Tak bardzo chciałam go przeprosić, wytłumaczyć mu, że próbowaliśmy. Nigdy nie chciałam go zostawić a jednak to zrobiłam i dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Musiałam go spotkać, żeby zrozumieć, że tak na prawdę to my zostawiliśmy jego, to my się poddaliśmy i wiedziałam, że nie będę potrafiła sobie tego wybaczyć już nigdy.
- Za każdą łzę jest jeden buziak mniej, nie płacz. - powiedział a ja zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Nie z powodu tego, że nie chciałam się z nim całować ale z tego, że wciąż to wszystko pamiętał. Jak miałam 14 lat, płakałam o wiele więcej niż teraz i żeby temu zaprzestać Tom dał mi ultimatum. Za każdą moją łzę był jeden buziak mniej, tak więc z dnia na dzień płakałam mniej a potem po prostu przestałam, chyba, że były to wyjątkowe sytuacje. No i tak zostało mi to do dzisiaj, nienawidzę płakać a zwłaszcza przy kimś i to właśnie Tom mnie tego nauczył a ja nawet nigdy mu za to nie podziękowałam. Staliśmy tak chwilę w ciszy a ja zaczynałam się uspokajać.
- Nic się nie zmieniłeś - wytknęłam mu a on pokręcił przecząco głową nie zgadzając się ze mną.
- Zmieniłem się i to bardzo, po prostu ty tak na mnie działasz. Przypominasz mi o przeszłości. Poza tym tą scenę wyobrażałem sobie miliony razy i przyszykowałem odpowiedź na każdą możliwą sytuację. - wytłumaczył mi, kiedy wreszcie się od siebie odsunęliśmy gdyż Marley już nie wytrzymywał. Mimowolnie się zaśmiałam. Zawsze potrafił mi poprawić humor. Chociaż rozumiałam go, bo ja robiłam to samo, mimo, że teraz nic już z tego nie pamiętam a bardzo bym chciała.
- Czy w twoim planie była część w której zapraszam cię do domu? - zapytałam i posłałam mu szczery uśmiech na co on szybko odwzajemnił tym samym, przez co czułam, że nogi lekko się pode mną ugięły. Co znaczyło tylko tyle, że działał na mnie tak jak kiedyś.
- Owszem rozważałem taką opcję, chociaż nie pomyślałem, że możesz być z psem - spojrzał na Marleya, kucnął i zaczął go głaskać a ja się zaśmiałam. No tak, to była jedna z opcji, którą ciężko było przewidzieć.
- No więc? - zapytałam mając cholerną nadzieję, że się zgodzi. Cały czas bałam się, że zniknie, że powie, że musi już iść lub, że po prostu się obudzę. Nie chciałam tego, nie chciałam żeby znów mnie zostawił, nie bez pożegnania, bo chociaż tyle jest nam ktoś winien po tylu latach.
- Marzyłem o tym od 4 lat Katy. - odpowiedział a z mojego serca spadł ciężar. Jak to było w ogóle możliwe, że po takim czasie, dalej w jego obecności czuję się tak swobodnie i bezpiecznie? Przecież stoję obok człowieka, którego prawie, że nie znam. Cholera ja go zapraszam do domu a mógłby się okazać psychopatą. To wszystko coraz bardziej utwierdza mnie w myśli, że nic we mnie nie umarło, ja po prostu głęboko to zakopałam.