Powoli otworzyłam oczy, promienie słoneczne wpadały przez okno oświetlając pokój. Uśmiechnęłam się, dawno nie byłam taka szczęśliwa. Odkąd wróciliśmy z Justinem z Francji między nami układało się jak nigdy dotąd. Spotykaliśmy się codziennie, nie mogąc wytrzymać bez siebie ani chwili, potrzebowałam go jak nigdy. Często towarzyszyli nam Dez, Mike i Jacob, planowaliśmy przez cały tydzień ferie, chcieliśmy, żeby ten wyjazd był idealny i tak miało być. Byliśmy nim cholernie podekscytowani i wreszcie nadszedł dzień wyjazdu. Przeciągnęłam się i powoli wstałam z łóżka. Wyjeżdżaliśmy ok 16 żeby na wieczór być już na miejscu. Musiałam się spakować, bo wczoraj późno wróciłam do domu i zdążyłam się tylko wykąpać. Zjadłam śniadanie, włączyłam muzykę i zabrałam się za pakowanie. Po jakiś 2 godzinach wszystko co chciałam wziąć było już w walizce. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w klik, była już 14:35 i zaraz Justin ma po mnie przyjechać.
Gdy byliśmy już na miejscu wszyscy nie mogli nadziwić się jak tutaj pięknie. Zastanawiałam się czy ja wyglądałam równie śmiesznie jak oni gdy zobaczyłam pierwszy raz ten dom, chodząc cały czas z otwartą buzią. Szybko wszyscy się zadomowiliśmy, miałam pokój z Justinem, Dez z Mikem a Jacob sam, namawialiśmy go, żeby spał z nami, bo dla nas nie było różnicy, ale on uparł się, że nie będzie nam przeszkadzał. Wszyscy byliśmy zmęczeni po podróży więc wieczorem Dez z Mikem poszli "spać" a my w trójkę leżeliśmy w salonie i oglądaliśmy jakiś film.
Obudziłam się dopiero rano w naszej sypialni, ale Justina nie było obok mnie a w domu panowała cisza. Powoli wstałam z łóżka a mój brzuch przeszył okropny ból, mocno złapałam się za niego rękami i upadłam na łóżko. Kilka łez spłynęło mi po policzku, przyciągnęłam do piersi kolana, kuląc się. Jeden za drugim skurczem powodowały, że łzy spływały mi strumieniem. Nigdy w życiu nie czułam takiego bólu, co do cholery się działo, kiedy jeszcze wczoraj wszystko było dobrze. Jedną rękę położyłam na brzuchu lekko go masując, jednak to nie pomagało. Leżałam tak skulona przez parę minut aż ból troszeczkę ustąpił. Podniosłam dłoń i dotknęłam swojego czoła, byłam cała rozpalona i mokra. Powoli wstałam chcąc wziąć prysznic i nieco się ochłodzić. Zakręciło mi się w głowie i szybko oparłam się o ścianę, kolejny ból przeszył mój brzuch powodując tym samym kolejne łzy. Ruszyłam w stronę umywalki, gdy podniosłam głowę i zobaczyłam się w lusterku zaklęłam w duchu. Byłam blada jak ściana i miałam podkrążone oczy. Zaczęłam się rozbierać a potem poszłam pod prysznic. Gdy pierwsze krople spadły na moje ciało poczułam, że się odprężam i na chwilę zapomniałam o bólu. Delikatnie umyłam się a potem wysuszyłam ręcznikiem, ból nie ustępował ale co najmniej mogłam normalnie stać. Przebrałam się w klik bo piżama była cała spocona. Sprawdziłam czy nie mam okresu, ale nie miałam, co sprawiło, że zaczęłam się martwić. Związałam włosy w kucyk i poszłam do pokoju obok, usiadłam na łóżku żeby chwilę odpocząć. Usłyszałam na dole jakieś głosy a serce zaczęło bić mi szybciej, nie chciałam ich martwić, wszystko miało być tak pięknie. Gdybym uprawiała niedawno seks, pomyślałabym, że jestem w ciąży, a tak to dalej nie mogłam zrozumieć co mi jest.
Ostrożnie stawiałam każdy krok schodząc po schodach. Gdy byłam na dole skierowałam się do kuchni, z salonu dochodziły odgłosy rozmowy Dez, Mike i Justina i dźwięk telewizora. Po ciuchu przeszłam do kuchni otworzyłam lodówkę i nalałam sobie soku, usłyszałam, że ktoś wchodzi do kuchni.
- Nie słyszałem nawet jak schodzisz. - powiedział Justin, ciarki pojawiły się na moim ciele a ręce zaczęły się pocić. Starałam się nie myśleć o bólu, który ani na chwilę nie ustępował. Powoli odwróciłam się i posłałam mu uśmiech. Zmarszczył czoło i uważnie mi się przyjrzał. - Kate jesteś cała blada, co jest? - zapytał i szybko podszedł do mnie, przytuliłam się do niego i kilka łez spłynęło mi po policzku. Objął mnie w pasie i jedną ręką jeździł po moich plecach.
- Nie wiem Justin, boję się, to strasznie boli. - mówiłam przez płacz, nie mogłam go oszukiwać, bo wiedziałam, że i tak nie dałby za wygraną, póki nie dowiedziałby się co mi jest. Nie miałam siły nawet bawić się w jakieś gierki.
- Kate, Kate kochanie cii, nie płacz, proszę. Co się boli? - odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy. Podniósł rękę i kciukiem zaczął wycierać moje łzy. Wzięłam głęboki oddech.
- Brzuch, obudziłam się, chciałam wstać i złapał mnie okropny skurcz. - powiedziałam a on delikatnie dotknął mojego brzucha, zadrżałam, bałam się że będzie boleć, ale nic takiego się nie stało. Poczułam jednak ciepło jego rąk i lekką ulgę.
- Jedziemy do szpitala. - powiedział zdecydowanym głosem. Zdezorientowana spojrzałam na niego i szybko zaczęłam kręcić głową.
- Nie, Justin proszę, nie chcę. Chcę zostać z wami, tutaj, wszytko będzie dobrze, zaraz będzie mi lepiej. - mówiłam szybko, cholernie nie chcąc nigdzie jechać. Tutaj było mi dobrze, na pewno lepiej niż w szpitalu, nie miałam ochoty się stąd ruszać.
- Cholera! Kate płaczesz z bólu i mówisz mi, że nie chcesz jechać do szpitala!? - krzyknął, zaskoczył mnie tym nagłym wybuchem, szybko zasłoniłam mu dłonie rękami.
- Cii, nie krzycz, nie chcę żeby wszyscy wiedzieli. - powiedziałam i powoli odsunęłam ręce, jego oczy płonęły. Serce biło mi jak szalone, czułam się coraz bardziej zmęczona a przecież tylko rozmawialiśmy. Oparłam się o blat, ledwo utrzymując równowagę.
- Przecież i tak wszyscy zaraz będą widzieć! Boże ty ledwo stoisz. - powiedział już znacznie ciszej, teraz w jego oczach widziałam panikę. Szybko wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę schodów. Nie miałam siły się z nim sprzeciwiać. Z salonu wybiegła Dez a za nią Mike.
- Justin co się dzieje!? - powiedziała zdezorientowana Dez. Podbiegła do nas, widziałam panikę w jej oczach, posłałam jej lekki uśmiech. Nachyliła się i dotknęła mojego czoła. - Ona jest cała rozpalona. - wyszeptała i spojrzała na Justina. Nie chciałam dopuścić do tego, żeby wszyscy się martwili, byłam tak cholernie zła na siebie. Wykrzywiłam twarz w bólu, kolejny skurcz przeszył mój brzuch. Justin zaczął iść na górę.
- Poszukaj w apteczce jakiś leków przeciwbólowych i gorączkowych, szybko. - rzucił do Dez i ruszył w stronę naszej sypialni. Położył mnie delikatnie na łóżku, okrył kołdrą i usiadł obok mnie łapiąc mnie za rękę.
- Dziękuję ci Justin. - odparłam i skuliłam nogi. Mocniej ścisnęłam jego rękę, nie odrywał ode mnie wzroku.
- Za co? Nie masz za co mi dziękować, nic nie robię oprócz tego, że cholernie się martwię i boję. - powiedział a ja widziałam wszystkie te uczucia w jego oczach. Westchnęłam, czułam się do dupy. To nie tak miało wszystko wyglądać.
- Przepraszam. - wyszeptałam i zamknęłam oczy. Słyszałam jak wzdycha, nachylił się i pocałował mnie w policzek, uśmiechnęłam się.
- Przestań tak mówić, bo doprowadzisz mnie do szaleństwa. - powiedział a uśmiech znikł z mojej twarzy, był zły a ja musiałam przestać go denerwować. Do pokoju wbiegła zadyszana Dez z tabletkami i szklanką wody.
- Znalazłam to co mówiłeś, wzięłam jeszcze tabletki uodparniające i jej leki depresyjne. Mam nadzieję, że to nie będzie za dużo. - mówiła jak najęta. Wstałam i połknęłam wszystkie popijając wodą. Spojrzałam na nią, była przerażona, szybko spuściłam wzrok. - Powiedz mi, dlaczego nie jedziemy z nią do szpitala? - spojrzała na Justina i zapytała z lekko podirytowanym głosem. Skarcił mnie wzorkiem a potem spojrzał na nią.
- Kate nie chce się nigdzie ruszać, nie wezmę jej przecież nigdzie na siłę. Zobaczymy czy leki pomogą, jeśli nie to jedziemy do szpitala. - spojrzał na mnie zdecydowanym wzrokiem a ja tylko pokiwałam głową, nie chcąc ich martwić ani denerwować. Dez pokiwała głową. - Możecie iść na dół, ja z nią posiedzę. - powiedział Justin. Spojrzeli tylko na mnie i pokiwali głowami. Nikt nie chciał się sprzeciwiać, nawet Dez wiedziała, że jeśli tak postanowił i tak nie uda się jej nic wskórać.
- Przyjdę później. - powiedziała, podeszła do mnie i dała mi buziaka w policzek, wymusiłam uśmiech. Gdy wyszli w pokoju odetchnęłam z ulgą. Moja głowa opadła na poduszkę. Nie chciałam jeszcze bardziej martwić Dez, Justin nie powiedział jej co mi jest i dobrze. I tak on już wszystko wiedział, chociaż nie musiałam przy nim niczego udawać.
- Gdzie Jacob? - zapytałam po chwili. Czułam jak ciepło rozpływa się po moim ciele i głowa pulsuje mi z gorąca. Otarłam ręką czoło na którym zaczęły pojawiać się kropelki potu.
- Pojechał do miasta po zakupy. - powiedział. Spojrzałam na niego, patrzył na nasze ręce. Powoli zaczęłam gładzić jego rękę moim kciukiem, spojrzał na mnie.
- Jesteś na mnie zły? - zapytałam, na co on spiął się. Nastała chwilowa cisza, słyszałam jak głęboko wciąga powietrze.
- Nawet nie wiesz jak się o ciebie boję. Nie wiem co robić. - powiedział i spojrzał się na mnie. Teraz w jego oczach widziałam strach. Powoli podniosłam się ignorując ból i złączyłam nasze usta w krótkim pocałunku.
- Leki powoli zaczynają działać, nie martw się. - powiedziałam i z powrotem się położyłam. - Połóż się obok mnie. - odparłam i pokazałam miejsce obok siebie. Westchnął, zdjął z siebie koszulkę i wsunął się pod kołdrę. Przysunęłam się do niego i mocno go objęłam. Odwrócił głowę w moją stronę, stykaliśmy się nosami. - Kocham cie. - wyszeptałam i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek. Czułam jak staje się spokojniejszy, położyłam ręce na brzuchu sprawiając, że ból trochę ustępował.
- Idź spać. - powiedział a ja pokiwałam głową. Był tutaj ze mną i to było dla mnie teraz najważniejsze.
Obudziłam się następnego dnia. Powoli otworzyłam oczy, spojrzałam na zegarek była 5:01 westchnęłam. Odwróciłam się i zobaczyłam śpiącego obok Justina, uśmiechnęłam się. Nie czułam już takiego bólu jak wczoraj, powoli podniosłam się. Dzisiaj był do zniesienia. Nie chciałam budzić Justina, po ciuchu wstałam i przebrałam się w klik i na nogi założyłam granatowe vansy. Wyszłam z pokoju, musiałam się przejść, przespałam prawie cały wczorajszy dzień i noc, czułam się jak otumaniona. Skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych, w domu panowała idealna cisza. Cholera nie wzięłam telefonu a jeśli się obudzą będą się martwić westchnęłam, jednak nie wracałam się już na górę. Zimny powiew wiatru uderzył mi w twarz, wzięłam głęboki oddech. Pogoda była piękna, lekki wiatr i idealna temperatura. Skierowałam się w stronę mola, usiadłam na brzegu i wpatrywałam się w wschód słońca. Oparłam się na rękach zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w odgłosy natury. Mimo, że nie mieszkam w centrum miasta to ciężko usłyszeć chociaż śpiew ptaków. Tutaj mogłam się zrelaksować, starałam się nie myśleć o niczym. Co jakiś czas ból dawał o sobie znać ale ignorowałam go. Patrzyłam jak promienie słoneczne pochłaniają góry, jezioro a potem mnie i dom. Żałowałam, że nie wzięłam okularów przeciwsłonecznych. Nie wiem ile czasu tutaj siedziałam, usłyszałam czyjeś kroki. Nie zmieniłam swojej pozycji, było mi tak dobrze. Ktoś usiadł obok mnie i westchnął.
- Martwiłem się wczoraj o ciebie. - usłyszałam głos Jacoba, otworzyłam oczy i spojrzałam na niego, patrzył na jezioro. - Przyjechałem a wszyscy siedzieli z pochmurnymi minami w salonie, gdy zapytałem powiedzieli, że jesteś chora i kompletnie nie wiedzą co mają robić. - zrobił chwilową przerwę. - Nie czekałem ani chwili, rozebrałem się i poszedłem do ciebie. Wyglądałaś na taką wykończoną, leżałaś skulona, blada. Usiadłem w fotelu obok okna i siedziałem, nie chcąc zostawić cię ani na chwilę samej. - przerwał gdy położyłam głowę na jego ramieniu i złapałam go za rękę. - Jesteś taka słaba, twój organizm jest taki słaby, nie radzi sobie prawidłowo. Wydaje mi się, że wszystko przez te leki depresyjne. - znów zrobił chwilową przerwę a ja wzięłam głęboki oddech, bojąc się, że powie coś czego cholernie boję się usłyszeć. - Nie mogłabyś przestać ich brać? - zapytał a ja powoli wypuściłam powietrze. Łza spłynęła mi po policzku. Doszedł do takich samych wniosków co ja. Jak on tak dobrze mógł mnie rozumieć. Myślałam o tym przez dłuższy czas, kiedy od byle głupiej sytuacji jak np. że wyszłam na dwór bez czapki pojawiał się katar i ból gardła.
- Jacob ja nie wiem czy dam radę, wiesz co się ze mną dzieje kiedy ich nie biorę. Jakby mój organizm już się do nich przyzwyczaił. - westchnęłam a on objął mnie ramieniem. Siedzieliśmy tak przez chwilę w ciszy patrząc na góry przed nami.
- Masz nas, zawsze jesteśmy przy tobie, nie możesz tego dłużej ciągnąć. - odparł i spojrzał na mnie. Widziałam w jego oczach troskę, spuściłam głowę. To wszystko było tak cholernie trudne. Odstawienie leków, które się bierze od jakiś 10 lat nie jest wcale taki proste. Próbowałam kiedyś. Nie brałam ich przez tydzień i myślałam, że zwariuję. Kiedy nie wezmę ich jednego dnia, czuję się już dziwnie. Przestać ich brać na zawsze? Niemożliwe.
- Jacob, bardzo bym chciała ale wiem, że nie dam rady. - powiedziałam ze łzami w oczach. Chciałam, żeby ta kwestia zmieniła się w moim życiu. Pogodziłam się już z śmiercią rodziców a teraz nie dzieje się w nim nic strasznego, ale to cholerne przyzwyczajenie. Jakbym się od nich uzależniła.
- Z nami dasz, jesteś cholernie silna, wiesz o tym. - odparł i mocniej ścisnął mi rękę. Usłyszeliśmy kogoś kroki, odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Justina, lekko się uśmiechnęłam.
- Co wy tutaj robicie o tej godzinie? - zapytał i usiadł obok mnie. Spojrzał na nasze ręce a potem na jego twarzy pokazał się grymas, wykręciłam oczami. Szybko wziął moją drugą rękę i widać, że zrobił się spokojniejszy.
- Nie mogłam spać, musiałam się przewietrzyć, wyszłam a później znalazł mnie tutaj Jacob. - wyjaśniłam i przejechałam kciukiem po jego dłoni. Powoli pokiwał głową a ja dałam mu buziaka w policzek. Resztę czasu siedzieliśmy w ciszy, nie chcieliśmy wracać już z Jacobem do tematu mojej choroby, poza tym nie chciałam martwić Justina. To wszystko było tak cholernie skomplikowane. Ból trochę ustał ale zrobiło mi się zimno i byłam już głodna, poszliśmy do domu. Dez z Mikem zrobili śniadanie, usiedliśmy wszyscy przy stole.
- Okej kogo zapraszamy na naszą imprezę? - zapytał Jacob zanim jeszcze zaczęliśmy jeść. Nawet nie myślałam o tym czy chciałabym kogoś zaprosić. Nikt nie wpadł mi do głowy więc się nie odzywałam. Później każdy wymieniał osoby, większość znałam i zapowiadała się bardzo udana impreza. Po śniadaniu chłopaki poszli do salonu, nie przestając rozmawiać o piątkowym wieczorze. My z Dez zostałyśmy w kuchni i sprzątałyśmy po śniadaniu. Kiedy skończyłyśmy poszłyśmy na górę i włączyłyśmy sobie film, a później drugi. Dawno nie miałyśmy czasu tylko dla siebie. Zawsze był z nami albo Mike albo Justin. Gadałyśmy, śmiałyśmy się, było tak jak kiedyś, już zapomniałam jak dobrze potrafimy się dogadywać. Mimo, że widywałyśmy się prawie codziennie tęskniłam za nią. Cały dzień siedziałyśmy w pokoju, chłopaki nawet do nas nie zajrzeli. Wieczorem poszłam się kąpać, wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę. Brzuch bolał mnie coraz mniej, nie czułam już tak bardzo skurczy, chyba że po śmianiu. Kiedy obie byłyśmy wykąpane zeszłyśmy na dół. Czekała na nas kolacja. To było cholernie miłe z ich strony.
To był udany dzień, leżałam z Justinem na łóżku i oglądaliśmy telewizję. Przytuliłam się do niego, nie widziałam go prawie cały dzień. Justin wszedł na Instagram i dodał to zdjęcie, zaśmiałam się. My to jednak jesteśmy strasznie dziwni. Wpatrywałam się w ekran telewizora i nie przestawałam myśleć o imprezie, każdy miał osoby które zaprasza oprócz mnie. Znaczy tak jakby bo przecież z Dez mamy prawie takich samych znajomych a ona zapraszała wszystkich ze szkoły, Jacob kolegów z drużyny, Justin swoich kolegów z którymi nie widział się strasznie dawno i Miley. Kiedy nam to powiedział to muszę przyznać, że wszyscy byliśmy zaskoczeni, taka gwiazda u nas na zwykłej imprezie. A potem zdaliśmy sobie sprawę, że dlaczego dziwne jest dla nas, że będzie ona, kiedy Justin jest większą gwiazdą a to jest dla nas tak bardzo normalne. Przyjaźnili się i cieszyłam się, że będę miała okazję lepiej ją poznać. Nagle do głowy przyszła mi jedna osoba, podniosłam się i spojrzałam na Justina.
- Wiem kogo zaproszę. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy ignorując ból w brzuchu. Justin spojrzał na mnie i zrobił pytającą minę. - Toma. - odparłam. Justin szybko się podniósł, lekko się odsunęłam zaskoczona jego reakcją. Przejechał ręką włosy, na znak, że jest zdenerwowany.
- Nie, nie zaprosisz go tutaj. - powiedział stanowczym głosem, serce zaczęło bić mi szybciej. Nie odrywałam od niego spojrzenia.
- Dlaczego? - zapytałam podirytowana. Ręce zaczęły mi się pocić, cały czas patrzyliśmy na siebie. Cholernie zaskoczył mnie jego ton głosu i reakcja, nie rozumiałam go. Wiedziałam, że obydwoje jesteśmy uparci i nic dobrego z tej rozmowy nie wyjdzie.
- Nie i koniec. - powiedział i wstał. Przesunęłam spojrzeniem za nim, stanął przy oknie i spojrzał się w nie. Siedziałam zdezorientowana na łóżku.
- Żartujesz sobie ze mnie? O co ci chodzi? - mówiłam coraz bardziej zdenerwowana ignorując ból. Mój dobry humor pękł jak bańka mydlana.
- Po prostu, nie chcę, żeby tutaj przyjeżdżał rozumiesz? - powiedział i spojrzał na mnie. Ciarki przeszły przez moje ciało, czułam jak gula podchodzi mi do gardła, krew buzowała mi w żyłach i było mi cholernie gorąco.
- Nie, nie rozumiem! Nic nie mówiłam o Miley i twoich kolegach! A ja chcę zaprosić mojego przyjaciela, którego tak dobrze znam i tęsknie za nim a ty mówisz mi, że niby nie mogę!? - wybuchłam nie mogąc opanować już swoich emocji. Ręce mi się trzęsły. Powietrze w pokoju zrobiło się gęstsze, miałam ochotę wybiec.
- Miley znasz, a moich kolegów nie widziałem od pół roku! A ten twój Tom, powiedz mi co robiliście jak byłaś w Anglii!? - krzyknął a ja się wzdrygnęłam. Nigdy na siebie nie krzyczeliśmy, łzy cisnęły mi do oczu. Zawsze kłótnie znosiłam najgorzej. Byłam uparta, stawałam na swoim i nie lubiłam krzyczeć. Każdy kto lepiej mnie znał wiedział to. Z Dez wolałyśmy się już do siebie nie odzywać, kiedy byłyśmy złe na siebie niż kłócić się.
- Jak to co robiliśmy?! Wszystko ci powiedziałam, co ty wymyślasz? - zapytałam już nieco spokojniejszym głosem. Zapadła chwilowa cisza, wpatrywałam się w swoje ręce i próbowałam ochłonąć. Bałam się, że zaraz ktoś powie coś, czego normalnie, by się nie powiedziało. Zawsze tak to się kończy, mówi się okropne rzeczy a potem się ich żałuje.
- Zadzwoniłem do ciebie, był środek nocy i wiem, że był z tobą, słyszałem go.. Nawet nie wiesz jak się czułem! - mówił cicho a potem znów wybuchł a ja się wzdrygnęłam nagłym wybuchem. W głowie miałam miliony myśli, nie rozmawialiśmy w sumie o tym, nie myślałam o tym kiedy przyjechałam. Powiedziałam mu, ze to mój przyjaciel, myślałam, że zrozumie.
- Nie widzieliśmy się 11 lat, tak spał u mnie, ale do jasnej cholery traktuje go jak brata. - powiedziałam nie patrząc na niego a potem westchnęłam. Słychać było tylko dźwięk telewizora.
- Skąd mogę mieć pewność!? Może ty masz go za brata a kim ty jesteś dla niego? - zapytał z jeszcze większą irytacją. Byłam już cała mokra, nie wiedziałam już sama o czym mam myśleć, łza spłynęła mi po policzku.
- Nie ufasz mi? Justin, kocham cię wiesz o tym. - odparłam a później spojrzałam na niego. Jego wyraz twarzy nie zmienił się, kiedy nasze spojrzenia się spotkały szybko odwrócił się.
- Kurwa, po prostu się martwię! Nie chcę go tutaj rozumiesz? Jeśli go zaprosisz, spodziewaj się, że Selena też będzie. - powiedział a po moim policzku spłynęły kolejne łzy. Dlaczego taki był? To nie możliwe, żeby był o mnie aż tak bardzo zazdrosny. Znów wracała kwestia Seleny, miałam tego dość.
- Super, zapraszaj ją! Przecież jest idealna, przecież ją kochasz, przecież i tak wolisz jej towarzystwo niż moje! - wybuchłam, nie mogłam już dłużej tutaj siedzieć. Wybiegłam z pokoju zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Zbiegłam po schodach a później wyszłam na dwór. Łzy spływały mi jedna po drugiej. Szybko ruszyłam na molo, usiadłam i skuliłam się. Patrzyłam na księżyc i głęboko oddychałam, cały czas przed oczami miałam krzyczącego Justina. Serce biło mi jak szalone a ręce dalej mi się trzęsły, byłam cholernie zła. Nie mogłam pozwolić Justinowi, żeby decydował za mnie, nie może mnie ograniczać. Musiałam mieć też swoich przyjaciół, musi zrozumieć, że mamy takie same prawa. Ja też się o niego martwię, kocham go i on musi mi zaufać tak jak ja jemu, bo bez tego nic nie będzie miało sensu. Wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer, po kilku sygnałach, ktoś odebrał słuchawkę.
- Hej Tom tu Kate, dzwonię, żeby zapytać czy nie chciałbyś przyjechać do mnie w piątek na imprezę? - zapytałam, powstrzymując płacz.
__________________________________________________________________
No to wracam po świętach. Przepraszam, że rozdział nie pokazał się wczoraj ale niedawno wróciłam i na prawdę nie miałam ani chwili. Pierwszy raz mamy wkurzonego Justina. Jak wam się podoba rozdział :) ? N
<3<3<3<3<3<3
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobał, jest swietny!!! I mam nadzieje, ze wszystko dobrze się ulozy ;**
OdpowiedzUsuń