Powoli otworzyłam oczy, był piękny słoneczny poranek. Justin i Jacob
jeszcze spali a ja nie chciałam ich budzić, była 7:15 więc mogli
jeszcze pospać. Słyszałam, że ktoś chodzi po domu, powoli podniosłam się
i wyszłam z pokoju. Od razu skierowałam się w stronę kuchni, gdzie
spotkałam ciocię. Była ubrana w krótkie spodenki i top.
- Idziesz biegać czy już byłaś? - zapytałam nalewając sobie szklankę wody.
- Dopiero idę, chcesz iść ze mną? - powiedziała a ja się uśmiechnęłam i pokiwałam głową.
- Z wielką chęcią, daj mi pięć minut. - odparłam i szybko poszłam do pokoju. Ubrałam się w klik, związałam włosy w niechlujnego kucyka i byłam już gotowa. Gdy wyszłam ciocia stała już przy windzie.
-
Szybko jesteś. - powiedziała, wzruszyłam ramionami i obie się
zaśmiałyśmy. Zjechałyśmy windą na dół, później wyszłyśmy na dwór i
ciocia powiedziała mi którędy mniej więcej będziemy biec i czy dam radę.
Miałam cholernie dużo energii, za dużo więc jej trasa była idealna. Na
nos założyłam okulary i zaczęłyśmy biec. Na początku szło mi całkiem
nieźle, ale muszę przyznać, że ciocia narzucała wysokie tempo i już pod
koniec miałam niezłą kolkę. Po ponad 20 min byłyśmy w Central Parku,
gdzie miałyśmy chwilę przerwy.
- Jak myślisz co mogę kupić
Justinowi na urodziny? - zapytałam, kiedy siedziałyśmy na ławce
oglądając ludzi przechodzących obok nas.
- Ma 1 marca tak? -
odparła a ja pokiwałam głową. Zaskoczyła mnie faktem, że pamięta, kiedy
ma urodziny. Już od paru dni myślałam o tym, ale nigdy nie mogłam wpaść
na jakiś dobry pomysł. Denerwowałam się tylko na siebie i odsuwałam ten
temat na później. - Trudna sprawa, a masz jakieś pomysły? - zapytała a
ja z rezygnacją pokręciłam przecząco głową.
- Co można kupić
człowiekowi, który może mieć wszystko? - odpowiedziałam i spuściłam
głowę. To jest cholernie trudne zadanie, bo kompletnie nie mam pojęcia
czego on może chcieć. Poza tym dostanie masę drogich prezentów od
rodziny i sławnych znajomych a chciałam, żeby prezent ode mnie był
wyjątkowy.
- Wiem kochanie, ja z kupieniem czegoś dla wujka też
mam problemy, ale mimo wszystko zawsze udaje mi się coś wymyślić. Może
kup mu perfumy, może jakiś kolaż ze zdjęć czy spędźcie cały dzień wspólnie ? - wyjaśniła a ja przez chwilę się zamyśliłam.
-
Perfumy odpadają ma swoje a ja je wręcz ubóstwiam, zdjęć nie mamy dużo,
większość jakiś nienormalnych lub zrobionych przez paparazzi, ten wspólny dzień to dobry pomysł. Musiałabym jedynie wymyślić, gdzie mogę go zabrać. - odpowiedziałam a ciocia się
uśmiechnęła i objęła mnie.
- Mówiłam, że coś wymyślimy. - powiedziała i obie się zaśmiałyśmy.
- Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła. - westchnęłam a ona pocałowała mnie w czoło.
-
Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. - odparła a ja uśmiechnęłam się
i pokiwałam głową, wiedząc, że to szczera prawda. Siedziałyśmy jeszcze
chwilę odpoczywając, kiedy mój telefon za wibrował Justin "Gdzie Ty
jesteś? " wykręciłam oczami i szybko odpisałam "Wyszłam z ciocią
pobiegać, będę za 30 min" schowałam telefon i szybko pobiegłam, żeby
dogonić ciocię. Po drodze wstąpiłyśmy do sklepu po świeże bułki i kawę.
Kiedy weszłyśmy do domu chłopaki siedzieli z wujkiem przy stole i
perfidnie czekali na śniadanie, wiedząc, że coś przyniesiemy. Ciocia
chwilę na nich pokrzyczała a ja w tym czasie zdążyłam wziąć prysznic i
przebrać się w klik, wyprostowałam włosy i umalowałam się, efekt był niezły. Kiedy przyszłam
wszyscy już kończyli, bo stwierdzili, że nie warto na mnie czekać.
Po godzinie siedzieliśmy wszyscy w samochodzie wracając do domu.
Trzymałam w ręku paczkę chusteczek ale o dziwo nie płakałam. Czułam, że
niedługo się zobaczymy, poza tym jakby nie patrzeć spędziłam z nimi dużo
czasu, mimo że nie byliśmy wcale długo. Patrzyłam w okno, muzyka
leciała w słuchawkach, opierałam głowę o ramię Justina i czułam, że
wreszcie mogę odpocząć. Teraz na głowie miałam urodziny Justina, mam już pewien pomysł i mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli.
Powoli otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Sięgnęłam ręką na półkę i wyłączyłam budzik. Była 7:10 a ja musiałam wstawać do szkoły. Przetarłam oczy i podniosłam się z łóżka. Wzięłam ciuchy klik i ruszyłam do łazienki. Obmyłam twarz wodą, nałożyłam mocniejszy makijaż zjadłam śniadanie i akurat pod dom podjechał Justin. W szkole dzień minął dosyć szybko, nie było nas wczoraj ale każdy bez problemu odrobił jeden dzień. Wszyscy byliśmy w znakomitych humorach. Podczas lunchu opowiadaliśmy Dez i Mikowi nasze wrażenia z wyjazdu. Oni mówili, że widzieli relację paparazzi z naszego wyjazdu i tak bardzo się o nas nie martwili. Może i są plusy tego całego obserwowania nas? Szybko odrzuciłam tę myśl, nie chcą się dłużej zastanawiać nad tym wszystkim. Po szkole wszyscy, czyli każdy oprócz Justina mieliśmy się spotkać u mnie w domu. Chciałam przedstawić im jaki mam pomysł na prezent dla niego. Denerwowałam się, że im się nie spodoba i stwierdzą, że za dużo z nim roboty. Miałam teraz dużo na głowie, chociaż najważniejsze były urodziny musiałam myśleć o zawodach, które będą już za dwa tygodnie i szkole i jeszcze nazbierało się do napisania kilka referatów. Chłopaki też byli zajęci bo ich sezon też się zaczął, tyle, że zaczyna się już za tydzień i teraz mają codziennie treningi. Co najmniej to odciągnie ode mnie Justina na ten tydzień a ja będę miała czas na organizowanie. Umówiliśmy się, że spotkamy się wieczorem bo po szkole nie mógł Jacob. Wróciłam piechotą z Dez do domu, bo chłopaki musieli zostać. Wracając powiedziałam jej o swoim pomyśle i była równie podekscytowana jak ja. Uważała, że na pewno nigdy nie zapomni tych urodzin i, że jest to najlepszy prezent jaki możemy mu dać. Wieczorem miałyśmy dokładniej o tym porozmawiać. Kiedy wróciłam do domu zamówiłam sobie kebaba bo lodówka była prawie pusta a mi nie chciało się ani iść do sklepu ani nic robić do jedzenia. Miałam chwilę czasu dla siebie, przebrałam się w klik (oprócz butów), związałam włosy w kucyk i włączyłam telewizję w oczekiwaniu na jedzenie. Położyłam nogi na stoliku i wzięłam do ręki telefon. Weszłam na TT i dodałam to zdjęcie klik z podpisem "Kocham paparazzi". Później weszłam w powiadomienia i zaczęłam czytać wpisy na swojej tablicy. Niektóre były pozytywne, dziewczyny pisały mi, że mi dziękują, że się cieszą, że jestem z Justinem... inne, że mnie nienawidzą, ale do tego byłam "nawet" przyzwyczajona. Jeden wpis szczególnie przykuł moją uwagę. Było to zdjęcie klik i podpis " I love you so much! You are really beautiful. I'm yours huge fan. Please follow me. You and Justin are the best. " uśmiechnęłam się. To było tak cholernie miłe, kiedy widziało się takie rzeczy na swój temat. Podałam dalej jej post, bo wiedziałam, że dla niej to będzie dużo znaczyć i dodałam ją do obserwowanych, chociaż miałam w zwyczaju tego nie robić. P chwili ktoś zadzwonił do drzwi, wstałam i odebrałam jedzenie. Po 10 min siedziałam najedzona i piłam sok pomarańczowy. Była godzina 15:20 musiałam brać się za naukę bo niedługo przyjdzie Jacob, Dez i Mike. Szło mi całkiem szybko i spokojnie wszystko zrobiłam. Miałam jeszcze czas więc postanowiłam zrobić nam popcorn żebyśmy mieli coś do jedzenia. Przyszli jak w zegarku, otworzyłam drzwi i powiedziałam, żeby poszli do salonu.
- Jak trening? - zapytałam przynosząc popcorn i picie. Jacob wykręcił oczami a ja się zaśmiałam.
- Trener daje nam taki wycisk, że już pod koniec treningu nie daję rady. - odpowiedział a ja zrobiłam zdziwioną minę. Był w bardzo dobrej kondycji, więc na prawdę musiał dawać im w kość.
- Ale pewnie wygracie. - wytłumaczyłam a on wzruszył ramionami.
- Może, mamy takie same szanse jak wy. - odparł a ja usiadłam obok niego na ziemi.
- Ciężko będzie nam wygrać w tym roku, bo gra ta szkoła sportowa z Waszyngtonu a one są cholernie dobre. - powiedziałam a on pokiwał powoli głową.
- Najwyżej będziecie drugie. - wyjaśnił a wszyscy się zaśmialiśmy.
- Okej, Kate powiedz im o swoim pomyśle. - powiedziała Dez a chłopaki z zaciekawieniem spojrzeli na mnie. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam im wszystko tłumaczyć.
Następne dwa dni były dosyć ciężkie. W szkole musiałam zostawać do późna bo nasza trenerka uparła się, że musimy zacząć porządne treningi. Później od razu jazda po mieście organizacja z Dez urodzin Justina. Podzieliliśmy się z chłopakami funkcjami, żeby każdy zrobił coś od siebie. Do domu wracałam ok. 20 i byłam padnięta a czekała mnie jeszcze nauka. Pod prysznicem ledwo usypiałam a kiedy budziłam się rano miałam łzy w oczach, byłam nie wyspana a po drugie cholernie zmęczona, ale było warto, wiedziałam to.
W końcu nadszedł weekend i urodziny Justina, które idealnie wypadły w sobotę. Była godzina 7.15 a Dez, Jacob i Mike przyjechali do mnie do domu. Obgadaliśmy wszystkie rzeczy i przygotowaliśmy to co było nam jeszcze potrzebne. Wszyscy byliśmy cholernie podekscytowani dzisiejszym dniem. Oni uzupełniali karteczki a ja poszłam się umalować, wyprostować włosy i ubrać się w klik. Wyglądałam na prawdę nieźle, posmarowałam jeszcze usta szminką i wyszłam z łazienki. Wczoraj razem z Dez upiekłyśmy dla Justina tort, mam nadzieję, że wyszedł w miarę dobry. Było już po ósmej a my musieliśmy już do niego jechać. Dobrze, że miałam klucze do jego domu, nie musieliśmy go budzić. Zapaliliśmy świeczki i po cichu weszliśmy do jego sypialni, oczywiście spał. Mike był naszym fotografem, zrobił zdjęcie Justinowi jak śpi, później nam jak się skradamy. Pokiwaliśmy zgodnie głowami i głośno zaczęliśmy śpiewać życzenia urodzinowe. Justin przetarł oczy i zaskoczony spojrzał na nas powoli się podnosząc. Ogromny uśmiech pojawił się na jego twarzy a my śpiewaliśmy coraz głośniej.
- Zdmuchnij świeczki i pomyśl życzenie. - powiedział Jacob. Justin udał, że myśli zdmuchnął świeczki a wszyscy zaczęliśmy klaskać i wiwatować.
- Jesteście nienormalni, ale i tak was kocham. - odpowiedział a my wybuchnęliśmy śmiechem. Wstał i zaczął nas po kolei przytulać, trzymałam tort więc szybko mnie tylko pocałował.
- No dobra, ubieraj się. - powiedziałam a on zrobił pytającą minę.
- Chyba nie myślałeś, że to koniec niespodzianek? - zapytała Dez a on każdemu z nas dokładniej się przyjrzał.
- To dopiero początek. - odparłam i wszyscy w czwórkę zgodnie pokiwaliśmy głowami.
- Mam się bać? - zapytał a my porozumiewawczo spojrzeliśmy na siebie.
- Zależy. - odpowiedział Mike, Justin wykręcił oczami a my się zaśmialiśmy.
- Dajcie mi 10 minut. - wyjaśnił. Wyszliśmy z pokoju kierując się do salonu. Wszyscy byliśmy w bardzo dobrych humorach. Wiedzieliśmy, że dzisiejszego dnia dużo się wydarzy i dla nas wszystkich będzie to bardzo udany czas. Jak w zegarku po dziesięciu minutach Justin przyszedł do salonu. Wyglądał tak klik i musiałam się strasznie powstrzymywać, żeby się na niego nie rzucić.
- Nie powiecie mi co będziemy robić prawda? - zapytał a my pokręciliśmy przecząco głowami.
- My sami jeszcze nie wiemy. - odpowiedziałam a on zmarszczył brwi i usiadł obok, łapiąc mnie za rękę.
- Jesteś głodny? - zapytałam a on pokiwał przecząco głową.
- Nie, jestem ciekawy. - odpowiedział a my znów wybuchnęliśmy śmiechem.
- Okej, nie męczmy go dłużej. Dez ty pierwsza. - powiedziałam. Uśmiechnęła się i pokiwała głową. Wstała z kolan Mike, podeszła do Justina, wyciągnęła z torebki trzy czerwone kartki ułożyła je w dłoni i wyciągnęła przed niego.
- Wybierz jedną. - wyjaśniła, gdy on patrzył zdezorientowany na nas wszystkich. Spojrzał na mnie a ja lekko ścisnęłam jego rękę i pokiwałam głową.
- Nie wiem o co chodzi, ale okej, niech wam będzie. - odparł i sięgnął po środkową kartkę.
- Chicago Cultural Center. - przeczytał i spojrzał na nas z zaciekawieniem. A niech to musiał wylosować najgorsze, mówi się trudno.
- Już wyjaśniam. - odezwała się Dez kierując słowa do Justina. Każdy z nas po kolei będzie miał za zadanie to samo, wytłumaczyć mu co będziemy teraz robić.
- Więc już długo jesteś w Chicago ale wiemy, że nie byłeś jeszcze w żadnym historycznym miejscu, więc wylosowałeś wycieczkę do Centrum Kultury. - powiedziała a na twarzy Justina pojawił się ogromny uśmiech. Zrozumiał teraz o jakich niespodziankach mówiliśmy, nie wiedział tylko co go jeszcze czeka. Po części my też nie wiedzieliśmy co wylosuje, co było jeszcze bardziej ekscytujące.
- Okej to jedziemy! - powiedział Mike. Wstaliśmy i ruszyliśmy do wyjścia. Wsiedliśmy do samochodu nie przestając rozmawiać i śmiać się. Po 15 min byliśmy na miejscu, zaparkowaliśmy samochód i poszliśmy w stronę muzeum. Justin ani na chwilę nie puszczał mojej ręki. Widziałam, że jest szczęśliwy i to było dla mnie najważniejsze. Weszliśmy do środka i każdy z nas przestał na chwilę mówić. Było na prawdę pięknie, wszystko wydawało się być bardzo stare i unikatowe. Podeszliśmy do recepcji.
- Pięć biletów na nazwisko Mellark. - powiedziała Dez. Odciągnęliśmy Justina na bok a w tym czasie Dez zapłaciła za bilety. Później zorientowaliśmy się, że nie zamówiliśmy przewodnika, wzięliśmy sobie broszurki i postanowiliśmy sami pochodzić i po prostu popatrzeć. Było o tyle dobrze, że pod każdym ważnym obrazem czy rzeźbą była tabliczka z krótkim opisem. Dez, Mike i Jacob szli z przodu przed nami a ja z Justinem z tyłu.
- Jestem strasznie ciekawy co jeszcze wymyśliliście. - powiedział a ja się uśmiechnęłam. Tak samo jak on nie do końca byłam pewna co będziemy dzisiaj robić. Chciałam tylko, żeby ten dzień był wyjątkowy dla nas wszystkich.
- Zobaczysz. - odpowiedziałam a on wykręcił oczami.
- Dużo macie tych niespodzianek? - zapytał a ja zmarszczyłam brwi.
- Justin nie powiem ci. - wyjaśniłam a on westchnął.
- Nawet nie wiesz jakie to frustrujące. - mówił smutnym głosem a ja pokiwałam głową.
- Wiem o czym mówisz, nienawidzę niespodzianek. - powiedziałam. Justin nagle zatrzymał się i spojrzał na mnie.
- Jak to!? - odparł, trochę za głośno. Szybko zakryłam mu usta ręką, mimo to wszyscy patrzyli na nas. Uśmiechnęłam się do nich tylko i wszyscy wrócili do swoich spraw oprócz Jacoba, który nam się przyglądał.
- Ciszej, Justin. Po prostu nie lubię. Wolę wiedzieć co mnie czeka, chyba że, jest to niespodzianka o której dowiem się za chwilę. - wyjaśniłam a on dalej stał z otwartą buzią i z niedowierzaniem patrzył na mnie. Przysunęłam się i pocałowałam go w usta. Nim zdążył pogłębić pocałunek odsunęłam się i ruszyłam za Dez i Mikem.
- Czekaj! - krzyknął, ludzie znów się na nas spojrzeli a ja się zarumieniłam i z wściekłością spojrzałam na Justina z czego Jacob zaczął się śmiać jak głupi.
- Juustin... - westchnęłam z irytacją patrząc na niego. Zrobił przepraszającą minę, złapał mnie za rękę i zaczął iść obok mnie.
- Po pierwsze, czemu o tym nie wiedziałem? A po drugie są dzisiaj moje urodziny a ty dajesz mi tylko takiego buziaka? - zapytał z żalem w głosie na co ja prychnęłam a przechodzący obok nas Jacob znów wybuchnął panicznym śmiechem.
- Jacob! - krzyknęłam i znów wszyscy w muzeum z wyrzutem spojrzeli na mnie. Zrobiłam się czerwona jak burak.
- Kate, ciszej proszę. Ja tutaj podziwiam sztukę. - odparł Jacob a ja pokazałam mu palcem Dez i Mike na znak żeby do nich poszedł i mnie nie denerwował.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - powiedział Justin, kiedy staliśmy obok obrazu przedstawiającego jakąś bitwę.
- Nie wiedziałeś bo nie pytałeś a po drugie jeśli zasłużysz do dostaniesz porządnego buziaka. - wyjaśniłam a Justin zrobił smutną minkę.
- Ja chcę teraz. - powiedział a ja pokiwałam głową i pociągnęłam go w stronę następnego obrazu.
- Justin jesteśmy w muzeum. - odpowiedziałam a on wzruszył ramionami.
- Co ja na to poradzę, że wyglądasz dzisiaj cholernie dobrze i mam ochotę cię pocałować. - wyjaśnił i odwrócił mnie w swoją stronę. Wykręciłam oczami, złapałam jego twarz w obie ręce i złączyłam nasze usta w nieco dłuższym pocałunku. Kiedy Justin przysunął mnie do siebie, przestałam go całować a on przysunął się i złapał moją dolną wargę.
- Jesteś niemożliwy. - powiedziałam, odsuwając się od niego.
- Teraz było o wiele lepiej ale i tak za szybko się odsunęłaś. - odparł a ja pokazałam mu język.
- Najwidoczniej na więcej nie zasłużyłeś. A teraz chodź bo nam uciekają. - westchnęłam i pociągnęłam go za sobą w stronę w którą poszli Jacob, Dez i Mike. Nawet ich już nie widzieliśmy. Musieliśmy ominąć kilka obrazów aż dogoniliśmy resztę. Znaleźliśmy się w sali, gdzie były same rzeźby. Nie znałam się w ogóle na tym, ale wydawały mi się interesujące. Po godzinie zwiedzania wyszliśmy na zewnątrz.
- Mi się podobało a wam? - zapytał rozbawiony Jacob a ja lekko go szturchnęłam.
- Bardzo. - odpowiedział Justin i przysunął mnie do siebie. Nim zdążył mnie przycisnąć mocniej do siebie wyrwałam się z jego uścisku i odwróciłam w jego stronę.
- Teraz moja kolej. - odparłam i wyciągnęłam z torebki trzy niebieskie kartki. - Wybierz jedną. - wyjaśniłam i rozłożyłam je sobie w ręku. Chwilę się zastanawiał i w końcu znowu wybrał środkową. Wziął ją do ręki i uśmiechnął się.
- Aquapark. - przeczytał i wszyscy od razu się ożywili. Musieliśmy trochę wyluzować po muzeum.
- Więc już długo jesteś w Chicago ale wiemy, że nie byłeś jeszcze w żadnym aquaparku w Chicago. Wylosowałeś więc wycieczkę do najlepszego w okolicy aquaparku "Raging Waves Waterpark". - odpowiedziałam. Wszyscy cholernie chcieliśmy tam jechać, kiedy szukaliśmy jakiś aquaparków w okolicy ten wydawał się nam najlepszy i mieliśmy nadzieję, że ten właśnie wylosuje.
- Nie mam kąpielówek. - powiedział a my wybuchnęliśmy śmiechem. Złapałam go za rękę i zaczęłam prowadzić w stronę samochodu.
- Spakowaliśmy cię. - wyjaśniłam a Justin wykręcił oczami. Wsiedliśmy do samochodu. Mieliśmy tam niecałą godzinę drogi. Martwiłam się, czy wyrobimy się na czas, było już po 10. Mike prowadził, Dez siedziała z przodu a ja z Justinem i Jacobem z tyłu. Nie wiem co się im dzisiaj stało, ale złapali taką głupawkę, że chyba nigdy ich takich nie widziałam. Przez nich kilka razu popłakałam się ze śmiechu, dawno tak dobrze nie bawiłam się w samochodzie, jakkolwiek to brzmi. Po 50 minutach jazdy byliśmy na miejscu. Już z daleka aquapark robił wrażenie. Szybko wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy do środka.
- 5 biletów na nazwisko Everdeen. - powiedziałam i zapłaciłam za bilety. Musieliśmy się rozdzielić, chłopaki poszli do jeden szatni a my z Dez do drugiej i umówiliśmy się już na basenie. Starałyśmy się robić wszystko w miarę szybko. Poszłam do kabiny, rozebrałam się i przebrałam w klik, związałam włosy w wysokiego kucyka i byłam gotowa. Musiałam chwilę poczekać na Dez, która miała problem z założeniem kostiumu. Po 10 min obie byłyśmy gotowe, wyszłyśmy i obydwu nam zaprało dech w piersiach.
- Wow, czy ty widzisz to samo co ja? - zapytała Dez a ja pokiwałam głową. Przed nami był ogromny basen. Pełno było schodków do zjeżdżali na dwór, zjeżdżali w środku, jacuzzi i innych atrakcji.
- Czuję, że dwie godziny nam nie starczą. - westchnęłam i teraz Dez pokiwała głową.
- Kate, będzie niesamowicie, zobaczysz! - powiedziała i przytuliła mnie do siebie. Uśmiechnęłam się i szybko ją objęłam. Cieszyłam się, że jest tutaj ze mną. Bez nich to wszystko nie udałoby się i nie byłoby tak samo.
- Nie przeszkadzamy wam? - zapytał Jacob a my powoli się od siebie odsunęłyśmy. Przed nami stała trójka przystojnych i umięśnionych chłopaków, serce zaczęło bić mi troszkę szybciej. Nie chciałam się tylko zarumienić, chociaż nie wiem czy mi się udało.
- Nie, nie. - powiedziałyśmy szybko z Dez a potem wybuchnęłyśmy śmiechem. Wiedziałam, że myśli o tym samym co ja. Poza tym widziałam jak patrzy na Justina, nie miałam jej tego za złe bo też przyglądałam się Mikowi, obydwaj w końcu byli cholernie przystojni.
- Chodź tu do mnie. - wychrypiał Justin i przysunął mnie do siebie. Oplótł mnie rękami i złączył nasze usta w pocałunku. Gdy chciał go pogłębić, lekko się odsunęłam ale on nie dał za wygraną. Nie lubiłam, kiedy robił to przy wszystkich ale dzisiaj były jego urodziny więc mogłam mu na to pozwolić. Serce biło mi już dosyć szybko i miałam coraz większą ochotę na coś więcej. Na szczęście Jacob krząknął co sprowadziło mnie i Justina na ziemię. Szybko się jeszcze pocałowaliśmy i odsunęliśmy od siebie.
- Poszedłbym sobie ale nie chcę się zgubić zważając jakie to duże. - powiedział i wykręcił oczami a ja bezgłośnie powiedziałam przepraszam.
- Po prostu powiedz, że zazdrościsz. - odpowiedział Justin i wszyscy zaczęli się śmiać oprócz mnie, bo się zaczerwieniłam.
- Masz rację. Powiedziałbym coś jeszcze, ale.. - chciał dokończyć Jacob, kiedy podszedł do niego Justin i popchnął go w wodę. Po sekundzie słychać było plusk a potem woda oblała nas wszystkich. Wybuchnęliśmy śmiechem a Jacob wynurzył się z wody.
- Dzięki chłopie, właśnie miałem to zrobić, ale mnie wyręczyłeś. - wyjaśnił. Nie czekaliśmy długo wszyscy poszliśmy w jego ślady i wskoczyliśmy do wody. Była idealna, ciepła ale nie za bardzo. Później ustalaliśmy na co pójdziemy, tak żeby zdążyć z wszystkim. Na szczęście nie było dużo ludzi i mieliśmy nadzieję, że do zjeżdżali nie będzie dużych kolejek. Najpierw poszliśmy na Crocodile Mile, każdy po kolei zjechał i czekaliśmy na siebie na dole. Chcieliśmy jechać jeszcze raz, ale baliśmy się, że nie starczy nam czasu na resztę. Później zjeżdżaliśmy parami na Cyclone, jako pierwsi poszli Mike z Dez, później ja z Justinem i na końcu Jacob z Justinem, jako solenizant mógł zjechać dwa razy. Mieliśmy wrażenie, że pierwsza była niesamowita a druga okazała się jeszcze lepsza. Następna czekała nas Pj's Plummet, która miała tylko dwa zakręty i była prawie pionowa. Kiedy zjeżdżałam krzyczałam jak głupia, bo było na prawdę szybko. Z niej postanowiliśmy zjechać dwa razy, była na prawdę zarąbista. Kolejną była Platypus Plunge, były dwie zjeżdżalnie, które na końcu spotykały się w jednym miejscu. Nie wiedzieliśmy w sumie o co za bardzo w nich chodzi i baliśmy się zjechać. Okazała się jednak najlepszą jak do tej pory i z niej też zjechaliśmy po dwa razy. Czekały nas jeszcze dwie zjeżdżalnie. Chcieliśmy jednak chwilę odpocząć poszliśmy więc na basen popływać a potem do jacuzzi. Kiedy zostało nam ostatnie 30 min poszliśmy na przed ostatnią Tasmanian Twisters, która nie dość że była wysoka to jeszcze długa i z wieloma zakrętami. Znów krzyczałam jak głupia ale zabawa była niesamowita. Największy ubaw mieliśmy z Jacoba, który też krzyczał jak zjeżdżał. Na koniec zostawiliśmy największą The Three Sisters, były na dworze. Na szczęście pogoda sprzyjała nam, było słonecznie, nie wiało i było na tyle ciepło, że dało się wytrzymać w kostiumie na dworze. Chociaż byliśmy rozgrzani, podekscytowani, roześmiani i żadne z nas nie zwracało uwagi na zimno. Zjeżdżaliśmy trójkami, najpierw Dez, Mike i Justin a potem ja, Jacob i znów Justin. Zostało nam chwilę czasu więc też mogliśmy zjechać jeszcze raz. Po ponad dwóch godzinach wyszliśmy z basenu i poszliśmy do przebieralni. Przebrałyśmy się, wysuszyłyśmy włosy, umalowałyśmy się i poszłyśmy do chłopaków, którzy czekali na nas w samochodzie. Wzięliśmy sobie pizze na wynos i kiedy wracaliśmy jedliśmy ją. Była 14:15 a my byliśmy w Chicago. Mike zatrzymał się żeby zatankować samochód, zamiast niego wyszedł Jacob a on odwrócił się do Justina i wyciągnął z schowka trzy żółte kartki.
- Wybieraj. - powiedział do Justina, na którego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Był cholernie podekscytowany. Wyciągnął rękę i wybrał pierwszą z lewej kartkę.
- Park Milenijny. - przeczytał i jeszcze szerzej się uśmiechnął.
- Więc już długo jesteś w Chicago ale wiemy, że nie byłeś jeszcze w Parku Milenijnym, wylosowałeś więc wycieczkę do niego. Po lekcji sztuki i historii w muzeum oraz wysiłku fizycznym w aquaparku czeka cię teraz spacer w najpiękniejszym parku w Chicago. - wyjaśnił Mike i odwrócił się, siadając przodem do kierownicy.
- Będziecie powtarzać tą formułkę za każdym razem? - zapytał Justin a my jednocześnie odpowiedzieliśmy "tak" po czym setny raz tego dnia wybuchnęliśmy śmiechem. Przyszedł Jacob i mogliśmy już jechać. Po 10 minutach byliśmy na miejscu i mieliśmy tutaj jakieś 30 min. Zaczęliśmy od punktu, który wyznaczyliśmy, żeby na końcu dojść do centrum. Szliśmy wolnym krokiem rozmawialiśmy o zawodach, trochę o szkole o naszym wyjeździe, wspominaliśmy wakacje, kiedy jeszcze nie było Justina i czas leciał nam cholernie szybko. W końcu doszliśmy tutaj, robiliśmy sobie dużo zdjęć i usiedliśmy na murku. Jacob wyciągnął trzy pomarańczowe kartki z mojej torebki i wyciągnął przed Justinem, chciał już się odezwać, kiedy on go wyprzedził.
- Tak wiem mam wybierać. - powiedział i pokazał Jacobowi język. Znów wybrał środkową. - Restauracja Alinea - przeczytał a my zgodnie popatrzyliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się. Znów wybrał najlepszą z kartek. Wszyscy byliśmy już nieźle głodni, więc nie czekaliśmy ani chwili ruszyliśmy do restauracji, do której szliśmy zaledwie pięć minut. Każdy z nas zamówił sobie co chciał, ja sałatkę z krewetkami, Justin i Jacob steki, Mike spaghetti a Dez rybę z frytkami. Po 30 min wszyscy byliśmy najedzeni i gotowi na dalsze etapy dzisiejszego dnia. Wszyscy, oprócz Justina byliśmy strasznie podekscytowani bo wiedzieliśmy jaka część programu teraz będzie. Poszliśmy na plac w którym byliśmy wcześniej. Wyciągnęłam z torebki trzy zielone kartki i wyciągnęłam przed Justinem, serce biło mi jak oszalałe i ręce lekko mi się trzęsły.
- Wybieraj, tylko dobrze się zastanów którą. - powiedziałam a on uważniej przyjrzał się kartką. Powoli wyciągnął rękę i wybrał środkową. Spojrzał na nią i szerzej otworzył oczy i usta. Podniósł wzrok na mnie a na jego twarzy był ogromny uśmiech. Kiwnęłam głową na kartkę na znak, żeby przeczytał.
- Spotkanie z rodziną. - przeczytał i jego telefon zadzwonił. Spojrzał na nas i wyciągnął telefon.
- Odwróć się. - usłyszeliśmy głos Pattie jednocześnie z telefonu i z zza Justina. Zrobił to o co go poprosiła a, kiedy ich zobaczył szybko pobiegł do nich i wszystkich mocno przytulił. Specjalnie dla niego Jeremy, Jazmyn, Jaxon, Pattie, Diane, Bruce i Rayan przyjechali do Chicago. Chciałam, żeby oni też spędzili z nim ten wyjątkowy dzień. Kiedy zadzwoniłam do Pattie i opowiedziałam jej o swoim pomyśle, popłakała się. Uważa, że nikt nigdy nie zrobił tak wiele dla jej syna, powiedziała, że oczywiście przyjadą i , że osobiście mocno mnie wyściska. Tak też było, gdy przywitali się z Justinem podeszli do nas i przywitali się a Pattie długo mnie przytulała.
- Dziękuję. Dawno nie widziałam mojego syna tak szczęśliwego. - wyszeptała mi na ucho a po moim policzku spłynęła łza, którą szybko otarłam. Nie mogłam uwierzyć, że tak wiele osób może być szczęśliwych na raz. Byliśmy tutaj, wszyscy ważni dla Justina w dzień jego urodzin. On był w siódmym niebie a my razem z nim.
- Wybierz jedną. - powiedziała Jazmyn stając przed Justinem. W rękach miała trzy różowe kartki. Kucnął na przeciwko niej i wybrał tą, która prawie jej wypadała.
- Lincoln Park Zoo. - przeczytał a na twarzy Jazmyn i Jaxona pokazał się ogromny uśmiech. Strasznie się cieszyłam, że wszystko jak na razie idzie zgodnie z planem.
- Okej, spotkamy się na miejscu dobrze? - powiedział Jeremy a wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
- Z kim jedziesz? - zapytałam Justina a on wzruszył ramionami. Wykręciłam oczami. - Rayan może pojedziesz z nami a Justin z rodzicami? - zapytałam Rayana, który bez namysłu pokiwał głową. Uśmiechnęłam się do niego na co on odpowiedział tym samym. Wszyscy zaczęliśmy się rozchodzić, kiedy Justin złapał mnie za rękę.
- Widzimy się za 10 min. - powiedział i pocałował mnie a ja oddałam pocałunek. Po kilku minutach siedziałam w samochodzie między Rayanem a Jacobem. Nie wiem czy to było możliwe ale wydawało mi się, że wszyscy jesteśmy w jeszcze lepszych humorach niż przedtem.
- Długo jechaliście? - zapytałam Rayana, chcąc o czymś z nim porozmawiać.
- Sporo jakieś 14 godzin i jeszcze z dziećmi, to musieliśmy się dosyć często zatrzymywać. - wyjaśnił a wszyscy wydaliśmy z siebie dźwięk współczucia.
- To musicie być nieźle zmęczeni. - odparłam a on pokiwał przecząco głową.
- Przespaliśmy się w hotelu. - odpowiedział a ja odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam, żeby męczyli się chodząc po zoo.
- To dobrze. A o której jutro wracacie? - zapytałam a Rayan się przez chwilę zastanawiał.
- Jedziemy ok 14 oprócz Jeremyego, który musi być w pracy w poniedziałek rano i jedzie wcześniej.- wytłumaczył a ja pokiwałam głową, szkoda. Chciałam, żeby spędził z Justinem trochę czasu ale jak widać się nie uda.
- Moglibyście wrócić samolotem Justina. - powiedziałam a on wzruszył ramionami.
- Zobaczymy. W ogóle cieszę się, że pomyślałaś też o mnie. - odparł a na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
- Jak mogłabym zapomnieć. - odpowiedziałam i teraz to on się uśmiechnął. Jacob mnie szturchnął a ja z wyrzutem spojrzałam na niego.
- Co? - szepnęłam a on znów mnie szturchnął i bezgłośnie powiedział imię Rayana, zrobiłam pytającą minę a on pokręcił przecząco głową.
- Coś się stało? - zapytał Rayan a ja zdecydowanie za szybko pokręciłam głową.
- Nie, wszystko jest okej. Jest was tak dużo, że mam nadzieję, że dla każdego z was Justin znajdzie czas. - powiedziałam, żeby zacząć jakiś nowy temat, bo głupio wyszło a ja nie chciałam zrobić się czerwona. O co chodziło Jacobowi, nie rozumiem. Będę musiała z nim porozmawiać.
- Ze mną koniecznie będzie musiał pogadać, chociaż w sumie niedawno się widzieliśmy. - wyjaśnił. Spojrzałam na Jacoba ale on nawet na mnie nie patrzył. Nikt oprócz nas nie rozmawiał, czułam się skrępowana.
- Ferie, no tak.. - odparłam a on pokiwał głową. Chciał już coś powiedzieć, kiedy samochód się zatrzymał, byliśmy już przy zoo. Wyszliśmy i skierowaliśmy się od razu w stronę wejścia. Justin z rodzicami byli już na miejscu, Jazmyn przybiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję.
- Nie przywitałam się z tobą Kate! - powiedziała a ja objęłam ją i mocno do siebie przytuliłam.
- Hej maleństwo. Cieszysz się, że zrobiłaś niespodziankę bratu? - zapytałam i zaczęłam iść za resztą. Jazmyn ochoczo pokiwała głową. Bilety mieliśmy już kupione, dlatego od razu mogliśmy wejść. Justin szedł z przodu z Jaxonem i tatą, za nimi Jeremy z dziadkami, później ja z Jazmyn i Jacobem i za nami Dez, Mike i Rayan. Było nas strasznie dużo, prawie jak jakaś wycieczka. Jedni oglądali już następne zwierzęta a reszta dopiero dochodziła do poprzednich. Do tego musieliśmy chodzić w miarę szybko, bo nie mieliśmy za dużo czasu i wielu ludzi zatrzymywało się, pokazywało na nas palcami, niektórzy robili nam zdjęcia, ale my staraliśmy się nie zwracać na nich uwagi.
- O co ci chodziło w samochodzie? - zapytałam, kiedy Jazmyn dokładnie oglądała rybki w akwarium.
- Po prostu ja widziałem jak na ciebie patrzy. - odpowiedział a ja pytająco na niego spojrzałam.
- Przestań proszę cię. - westchnęłam, Jazmyn pociągnęła mnie za rączkę.
- Kate zobacz mam taką samą w domu! - powiedziała podekscytowana a ja się od razu uśmiechnęłam.
- Jest na prawdę piękna. - odparłam i spojrzałam znów na Jacoba.
- Po protu wyglądało to tak jakbyś z nim flirtowała. Gdyby Justin tam był, nie byłoby za ciekawie. - wyjaśnił a ja westchnęłam i przeczesałam ręką włosy.
- Chciałam być po prostu miła... - wytłumaczyłam a on podniósł ręce do góry na znak, że się poddaje.
- Mówię tylko jak to wyglądało. - powiedział i przytulił mnie do siebie. Zaczęłam się śmiać.
- Hej bo powiem Justinowi! - krzyknęła Jazmyn a my z Jacobem wybuchnęliśmy śmiechem.
- O czym mi powiesz? - zapytał Justin, podbiegł i złapał Jazmyn od tyłu i przytulił do siebie. Ona zaczęła się śmiać a my do niej dołączyliśmy.
- Kate i jej kolega się przytulali. - Justin udał, że jest zdenerwowany a potem poczochrał Jazmyn po włosach.
- Pozwoliłem im. - odpowiedział a ja wykręciłam oczami. Po chwili musieliśmy już iść, bo zostaliśmy strasznie w tyle. Robiliśmy sobie masę zdjęć, chcieliśmy żeby Justin miał ich jak najwięcej. Wszyscy świetnie się bawiliśmy, karmiliśmy zwierzęta. Zdążyłam porozmawiać z Pattie i dziadkami Justina. Była godzina 17:16 a my musieliśmy już iść bo zostały nam jeszcze cztery przystanki. Pożegnaliśmy się z wszystkimi i wyszliśmy z zoo. Rodzice, dzieciaki, dziadkowie i Rayan zostali jeszcze w środku, nie obeszliśmy nawet połowy. Na szczęście zobaczymy się z nimi jutro, mają przyjść na obiad do Justina. Kiedy siedzieliśmy już w samochodzie Jacob wyciągnął z mojej torebki trzy fioletowe kartki.
- Wybieraj, tylko szybko bo mamy mało czasu. - powiedział i wyciągnął je przed Justinem.
- Mecz baseballowy na "Wigley Field" - przeczytał Justin i w jego oczach pojawiły się iskierki. Nigdy nie byłam na meczu baseballowym więc sama była strasznie podekscytowana.
- Więc już długo jesteś w Chicago ale wiemy, że nie byłeś jeszcze na takim meczu, dlatego wylosowałeś wycieczkę na stadion Wigley Field, gdzie na przeciwko siebie będą grać Chicago Sky i Chicago Bulls, dwie najlepsze drużyny z tego miasta. - wyjaśnił Jacob. Mike od razu ruszył bo nie mieliśmy za dużo czasu, żeby odebrać bilety i wejść zanim się zacznie. Kiedy byliśmy na miejscu musieliśmy biec do kasy.
- Pięć biletów na nazwisko Hawthorne. - powiedział Jacob do dziewczyny w recepcji.
- Nie mogę wam już sprzedać. Bramki są zamknięte od 5 minut. - odpowiedziała monotonnym głosem. Serce zaczęło bić mi szybciej, nie mogliśmy nie wejść. Justin odwrócił się w jej stronę a ona zasłoniła sobie ręką usta a w jej oczach pojawiły się łzy.
- O boże, o boże, Justin to ty! - krzyknęła. Wszyscy patrzyliśmy na nią zdezorientowani. Spojrzałam na Justina, który uśmiechnął się do nieznajomej.
- Mogłabyś sprzedać nam te bilety? - zapytał podchodząc bliżej niej. Patrzyłam na tą całą sytuację lekko zirytowana.
- JASNE! - krzyknęła natychmiastowo. Ręce całe jej się trzęsły i wyglądała tak jakby miała za chwilę zemdleć. Już zapomniałam, jak dziewczyny na niego reagują. Justin odwrócił się do nas i uśmiechnął, pokiwałam przecząco głową i zaczęłam iść w stronę bramek. Kupił bilety, zdążył zrobić sobie jeszcze z nią zdjęcie i posłuchać jak składa mu cholernie długie życzenia urodzinowe. Wzięłam od niego swój bilet i weszłam na stadion a za mną przybiegł Jacob.
- Hej, co jest? - zapytał zdezorientowanym głosem. Nie przestawałam iść dalej, czułam jak ręce całe mi pulsują.
- To miał być dzień tylko dla nas, wszystko było zaplanowane, miał być normalnym nastolatkiem. Jakoś w zoo czy parku nikt go nie zaczepił a ona musiała wszystko popsuć. Poza tym widziałam jak na nią patrzy! - wyjaśniłam, ostatnie zdanie prawie wykrzykując. Odwróciłam się ale nie widziałam ich za nami. Pokręciłam przecząco głową i ruszyłam dalej nie czekając na Jacoba.
- Kate, no co ty nie możesz być zła o takie coś. Spokojnie, nie może ona popsuć dzisiejszego dnia.. - powiedział Jacob, zatrzymał mnie i przytulił. Położyłam głowę na jego ramieniu i głęboko oddychałam chcąc się uspokoić.
- Chodź usiąść. - odparłam, kiedy zobaczyłam, że Justin już idzie. Przeciskałam się przez ludzi i usiadłam z brzegu tak żeby obok mnie mógł usiąść tylko Jacob. Musiałam ochłonąć i nie chciałam rozmawiać z Justinem.
- Hej co jest? - zapytał Justin przechodząc obok mnie, pokręciłam przecząco głową i spuściłam ją, nie chcąc na niego patrzeć. Słyszałam jak wzdycha i za chwilę poszedł usiąść obok Jacoba i Mika. Przez część gry Jacob tłumaczył mi zasady, bo nie do końca rozumiałam tą grę. Ogólnie emocje i atmosfera była niesamowita. Krzyczałam jak głupia, chociaż nawet nie wiedziałam komu kibicuję. Po jakiś 40 min meczu Jacob zamienił się miejscami z Justinem. Złapał moją rękę a drugą skierował moją głowę tak żebym na niego spojrzała.
- Nie bądź zła. - westchnął a ja pokręciłam przecząco głową.
- Nie jestem, nie dzisiaj. - odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam. Nie mogłam się dzisiaj na niego obrażać, chociaż byłam strasznie zła i na siebie i na niego.
- Kocham cię. - powiedział. Nachyliłam się i złączyłam nasze usta w pocałunku. Kiedy nasze usta się złączyły nic poza tym nie miało dla mnie już sensu. Liczył się tylko on. Coraz bardziej uświadamiałam sobie, jak bardzo jest dla mnie ważny. Dotknęłam ręką jego policzka i przysunęłam go jeszcze bliżej siebie. Zaczęło robić się coraz bardziej namiętnie, gdy wszyscy wstali i zaczęli krzyczeć. Odsunęliśmy się i dopiero po chwili zorientowaliśmy się, że już koniec meczu. Nie trwał długo, jakąś godzinę, ale to dobrze mieliśmy więcej czasu na resztę. Zaczęliśmy wychodzić kierując się za tłumem. Gdy byliśmy w samochodzie przyszła pora na losowanie, Mike odwrócił się i trzymał w ręce trzy czarne kartki.
- Dawaj, jestem ciekaw co wylosujesz. - powiedział a ja zaczęłam się denerwować. To był pomysł chłopaków stwierdzili, że jemu się spodoba. Ja nie miałam z Dez zamiaru tego robić ale oni cieszyli się jak małe dzieci. Justin sięgnął po środkową kartkę i wyciągnął ją.
- Skok na bandżi. - przeczytał i wydawał się nieźle zaskoczony. - to wszystko wyjaśnia, dlaczego są czarne. - powiedział i się zaśmiał, odetchnęłam z ulgą bo nie był przerażony tak jak ja.
- Ale będzie jazda. - odparł Jacob i potarł obie dłonie. Można by się nie spodziewać po tak spokojnym człowieku takich dziwnych pasji.
- Też skaczecie? Kate?! - zapytał i zszokowany spojrzał na mnie. Pokręciłam szybko głową na co wypuścił z płuc powietrze.
- Spokojnie, tylko nasza trójka. - wyjaśnił Jacob a Justin pokiwał głową. Jechaliśmy 10 min do miejsca w którym ustawiona była specjalna platforma do skoków na bandżi. Wiedziałam, że to jest bezpieczne ale i tak martwiłam się. Chłopaki natomiast wyglądali na w ogóle nie zdenerwowanych. Po 15 min ubrani byli w kombinezony i wjeżdżali na górę. Razem z Dez stałyśmy pod wierzą, obserwowałyśmy i robiłyśmy zdjęcia. Pierwszy skakał Mike potem Justin i Jacob, krzyczeli jak głupi ale wyglądali na szczęśliwych. Przez następne 20 min po skoku rozmawiali jak było, jak się czuli, jakie to uczucie itp.
- No dobra to już ostatni twój raz, wybieraj. - powiedziała Dez, kiedy siedzieliśmy już w samochodzie. Chłopaki wzięli sobie cheeseburgery, dlatego zeszło nam tak długo. Wyciągnęła przed Justina trzy siwe kartki, sięgnął po jedną z nich i wybrał pierwszą z prawej.
- Wesołe miasteczko Navy Pier - przeczytał i po raz setny dzisiejszego dnia uśmiechnął się. Po 20 minutach byliśmy na miejscu, kupiliśmy bilety i weszliśmy na teren zabaw. Każdy z nas czuł się jak pięcioletnie dziecko. Chodziliśmy od jednej karuzeli do drugiej, Justin wygrał dla mnie miśka trafiając dziesięć razy pod rząd do kosza. Był ogromny a ja musiałam z nim później wszędzie chodzić. Weszliśmy do domu strachu, poszliśmy na samochody, zjedliśmy watę cukrową i obeszliśmy wszystkie inne atrakcje. Z Justinem cały czas byliśmy blisko siebie, nie puszczaliśmy się za ręce ani na chwilę. To zdecydowanie był najlepszy dzień w całym moim życiu. Był już późny wieczór, byliśmy zmęczeni więc poszliśmy na plażę. Jacob w plecaku miał dwa koce, rozłożyliśmy je i położyliśmy się na nich. Przytuliłam się do Justina i patrzyłam w gwiazdy.
- Nawet nie wiem jak mam wam dziękować za dzisiejszy dzień. - odezwał się Justin po chwili ciszy.
- To był nasz prezent urodzinowy dla ciebie. - powiedział Jacob i czułam jak Justin się uśmiecha, mocniej mnie do siebie przytulił.
- Najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałem. - wyjaśnił a na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech, podniosłam głowę i lekko go pocałowałam.
- My też się świetnie bawiliśmy. Dawno się tak dobrze nie bawiliśmy razem. - odpowiedziała Dez a my zgodnie pokiwaliśmy głowami. Później nie poruszaliśmy już tego tematu, leżeliśmy i rozmawialiśmy o jakiś głupotach. Nie wiem jak mu to robiliśmy ale zawsze mieliśmy o czym rozmawiać, tematy nigdy nam się nie kończyły. Zaczynało jednak robić się chłodno, spojrzałam na zegarek 22:52. Wszyscy byliśmy dosyć zmęczeni tym dniem, pełnym wrażeń.
- Chyba będziemy się zbierać. - odparłam i wszyscy się ze mną zgodzili. Powoli zeszliśmy z plaży i wsiedliśmy do samochodu. Pierwszego odwieźliśmy Jacoba a później Mike odwiózł mnie i Justina. Poprosiłam go jednak żeby został na chwilę w samochodzie a ja z Dez pobiegłyśmy do domu. Musiałyśmy zapalić jakieś 50 świeczek i poustawiać w salonie. Na szczęście rano nakryłam do stołu a wczoraj przygotowałam nam kolację. Wstawiłam lazanie do piekarnika, pomogłam Dez i po 15 min zaprosiłam Justina do domu.
- Świeczki, jak romantycznie. - wychrypiał wchodząc do salonu. Przyciągnął mnie do siebie ale ja pokręciłam przecząco głową.
- Nie, nie, nie. Musisz poczekać. - powiedziałam, szybko go pocałowałam i ruszyłam do łazienki żeby się przebrać i założyć to co miałam naszykowane. Gdy byłam gotowa poszłam do kuchni. Lazania była już gotowa, wyciągnęłam ją z piekarnika i nałożyłam nam na talerz. Zaniosłam do salonu, gdzie czekał Justin. Kiedy mnie zobaczył od razu się uśmiechnął. Usiadłam przy stole na przeciwko Justina i zabrałam się za jedzenie.
- Dodałem zdjęcie na Instagram. - odparł a ja zrobiłam pytającą minę.
- Zaraz zobaczę. - odpowiedziałam a on pokiwał głową. Wzięłam telefon i weszłam na Instagram, gdzie od razu zobaczyłam to zdjęcie. Zrobione było, kiedy byliśmy na górze jakiejś kolejki w wesołym miasteczku. Było dosyć ciepło, dlatego chłopaki chodzili bez koszulek a my z Dez tylko się wkurzałyśmy jak oglądały się za nimi dziewczyny. Zostało zrobione na kilka minut przez zjazdem, siedzieliśmy w jakimś tunelu, za nami był Mike i Dez a przed nami Jacob. Kolejka była chyba najlepsza ze wszystkich. Ogólnie fajnie wyszło, przesunęłam palcem w dół i przeczytałam podpis "Najlepsze urodziny w moim życiu. Dziękuje wszystkim za życzenia i moim najlepszym znajomym na świecie za dzisiejszy dzień.". Wykręciłam oczami a Justin wzruszył ramionami. Po 10 min skończyliśmy jeść. Wzięłam talerze po kolacji i zaniosłam je do kuchni. Serce biło mi
jak oszalałe. Coraz bardziej zastanawiałam się czy to co chcę zrobić
jest na pewno dobrym pomysłem. Ręce całe mi się trzęsły i powoli
zaczynałam robić się mokra. Wzięłam głęboki oddech, poprawiłam strój i
poszłam do salonu. Justin siedział na kanapie i czekał aż wrócę. W
pokoju pozapalane było mnóstwo świeczek, przy których nieźle się z Dez
namęczyłyśmy. Na stole stała butelka wina a jeszcze przed chwilą nasza
kolacja. Stanęłam w drzwiach i przyglądałam się mojemu chłopakowi, który
dzisiaj skończył 18 lat. Justin spojrzał na mnie a ja się lekko
uśmiechnęłam.
- Kolacja była pyszna. - powiedział a ja lekko się
zarumieniłam. Przeszywał mnie swoim spojrzeniem a ja miałam wrażenie,
jakby czytał mi w myślach, a nie chciałabym żeby wiedział o czym teraz
myślałam.
- Wszystko dla ciebie. - odparłam a on przegryzł wargę,
poklepał kanapę obok na znak żebym do niego przyszła. Pokiwałam
przecząco głową a on zrobił pytającą minę.
- Czemu nie chcesz do
mnie przyjść? - zapytał i zrobił smutną minkę. Justin w skupieniu
przyglądał mi się jednak nie wstawał. Musiałam policzyć do dziesięciu
żeby się uspokoić. Liczyłam w miarę szybko, żeby nie pomyślał, że na
prawdę jest coś nie tak a to tylko ja coraz bardziej się stresowałam.
Dez zapewniała mi, że to będzie dla niego najlepsza część wieczoru, też
tak myślałam aż to teraz, kiedy stałam na wprost niego. Wzięłam głęboki
oddech i położyłam dłonie na swojej sukience. Justin się uśmiechnął
jakby domyślając się co chcę zrobić, na prawdę czyta mi w myślach,
pomyślałam.
- Bo to jeszcze nie koniec niespodzianek. - powiedziałam a źrenice Justina się powiększyły.
- Będę musiał wybierać karteczkę? - zapytał a ja powoli pokręciłam przecząco głową.
- Masz tylko jedno wyjście. - odparłam a on oblizał usta. Powoli zdjęłam z siebie sukienkę a on szerzej otworzył oczy. Spojrzałam na siebie widząc jego minę, przez chwilę myślałam, że coś jest nie tak, kiedy odezwał się.
- Wyglądasz, wow... - wyszeptał podchodząc do mnie. Przesuwał po mnie wzrokiem a ja lekko się zarumieniłam. Stałam przed nim ubrana w klik, jeszcze nigdy nie nosiłam czegoś takiego. Odgarnął mi włosy z szyi i zaczął ją całować. Przesunęłam palcami po jego klatce piersiowej i powoli ściągnęłam jego sweter a potem koszulkę.
- Chodź do sypialni. - powiedział mi do ucha i pociągnął mnie za rękę w tamtą stronę. Nie spuszczał ze mnie wzroku ani na chwilę. Gdy byliśmy w sypialni, odwrócił mnie plecami do siebie i powoli zaczął rozpinać gorset. Po chwili stałam przed nim nago. Jego oczy pożerały mnie wzrokiem, naparłam na niego swoimi ustami nie mogąc się już dłużej powstrzymywać. Rzucił mnie na łóżko i położył się na mnie. Powoli zaczęłam pozbywać się jego części garderoby. Zdjęłam jego spodnie a potem bokserki i teraz obydwoje byliśmy nago. Zaczął całować każdy milimetr mojego ciała, kiedy doszedł do mojego krocza zaczął je ssać co doprowadziło mnie do orgazmu. Fala ciepła rozlała się po moim ciele, szybko odwróciłam go na plecy, zeszłam do jego krocza i postanowiłam się odwdzięczyć. Po chwili doszedł w moich ustach, kiedy wychyliłam się znad kołdry złapał moją głowę w obie ręce i zaczął namiętnie mnie całować. Nasze oddechy były coraz bardziej przyśpieszone, to co miało się za chwile stać było nieuniknione.
- Kaaate, nie dam rady się powstrzymać. - powiedział między pocałunkami.
- Nie musisz. - szybko odpowiedziałam chcąc tego równie bardzo jak on. Wiedziałam, że tak to się skończy, ale czułam się gotowa na swój pierwszy raz. Chciałam zrobić to z nim, nie wyobrażałam sobie kogoś innego obok mnie. Znów zaczął całować moje ciało, kiedy telefon zaczął dzwonić. Podskoczyłam lekko, bo wystraszyłam się. Po chwili przestał, ale za chwilę znów zaczął.
- Odbierz. - powiedziałam a on zaklął pod nosem. Sięgnął po telefon, dzwoniła Pattie, zarumieniłam się. Kiedy odebrał okazało się, że dzieciaki nie chcą usnąć póki nie opowie im bajki. Położył się obok mnie i bezgłośnie powiedział "kocham cię" odsunął telefon a ja szybko go pocałowałam. Przytuliłam się do niego i oparłam głowę na jego ramieniu. Słuchałam jak opowiada historię o księżniczce, gdy oczy zaczęły robić się coraz cięższe i sama nie wiem, kiedy usnęłam.
____________________________________________________________________
No i wreszcie kolejny rozdział. JAK WAM SIĘ PODOBA? Jest ktoś jeszcze? Pozdrawiam i dziękuję tym, którzy są za cierpliwość. N xoxo
Jest cudny :)
OdpowiedzUsuńNo i kolejny dowód na to, że na Twoje rozdziały naprawdę WARTO czekać! ;** Jest przecudowny i w pełni zaskakujący czyli tak jak uwielbiam! ^_^ Dziękuję Ci za niego i kocham, kocham, kocham!! ;***
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny z niecierpliwością ;** <33
Jaki cudowny rozdział, taki długi i świetnie napisany! <3 Ten dzień na prawde musiał być dla niego genialny ;) Już nie mogę się doczekać następnego! Życzę weny x
OdpowiedzUsuńEi jak tak mogłaś przerwać ? Nie mógł tego telefonu zgubić, wyciszyć co kolwiek ? no naprawde no xD dobra zajebisty *_* rozdział. Pozdrowionka :)
OdpowiedzUsuń